Surrender: Rozdział 19 - 1899

 Witajcie
to przedostatni rozdział tego fanfiction,
a chciałabym wstawić ten i ostatni rozdział w miarę w tym samym czasie.
Dlatego jak zobaczycie ten rozdział to i następny już powinien zostać opublikowany.
Piszę tą notę dopiero jak zaczynam tłumaczyć ten rozdział,
zaraz po przetłumaczeniu wcześniejszego.
Więc miejmy nadzieję, że nie zajmie mi to tyle co zazwyczaj,
warto w końcu doprowadzić do tłumaczenie do końca.

Także serdecznie zapraszam was do ostatnich rozdziałów tego dzieła.
wasza Noemi.

Enjoy!

beta: no beta, we die like a...?


___________________________________________


Surrender - Rozdział 19

1899


15 czerwca, 1899

Zanim Harry otworzył oczy, wiedział, że to była wiosna. Słodki zapach głogu i dzikich berberysu unosił się w powietrzu i czuł lekką bryzę owiewającą jego twarz. Wdychał zapach stuletniej pory roku, tak ciekawie podobnej jak wiosna zeszłego roku.

Otworzył powoli oczy do światła dni, wiele lat przed jego narodzinami. Zabytkowy zamek, wielkie, zacienione dęby i  ciemne jezioro wypełniły jego krajobraz, tak znajome, że nie był pewien czy zmieniacz czasu rzeczywiście zadziałał.

Przed nimi stał mały chłopiec, wpatrujący się wielkimi oczami na Harry'ego, Toma i Snape'a. Nie był uczniem Hogwartu jakiego Harry kiedykolwiek widział. Brzmiał, jakby brakowało mu tchu, ale w jego głosie nie było strachu, gdy wyszeptał:

- Kim wy jesteście? Duchami?

Harry odwinął długi łańcuszek zmieniacza czasy i schował złoty mechanizm zegarkowy pod szaty.
- Duchy? Nie, oczywiście, że nie. Jesteśmy tylko odwiedzającymi zamek. Czemu myślisz, że mielibyśmy być duchami?

Mały chłopiec z dawnych czasów, przekręcił głowę na bok i spojrzał na nich z wielkim zainteresowaniem.
- Każdy wie, że nie da się aportować na teren zamku. Ale wy to zrobiliście, nie możecie być więc zwykłymi czarodziejami.

- Rozumiem - Harry uśmiechnął się do niego. Dziecko było ubrane w szaty Slytherinu, ale twarz miał przyjazną i wesołą. Potterowi podobało się jak włosy chłopca buntowniczo odstawały z tyłu - Jesteśmy czarodziejami jak ty, tylko tak wyszło, że jesteśmy bardzo dobrzy w magii. Nie masz się o co martwić, jesteśmy tu tylko by się z kimś zobaczyć.

Chłopiec obserwował ich w ciszy, przez krótki moment swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, po czym powiedział powoli:
Jesteście tu po Panią, prawda?

- Pani? - Snape złapał ramię chłopca - W imię Merlina, myślicie że mówi o Lily? Szybko, chłopcze, powiedz mi co o niej wiesz. Gdzie ona jest?

- Puść go Severusie. Nie ma potrzeby go straszyć - Tom delikatnie uwolnił ramie chłopca z uścisku Snape'a - Czemu myślisz, że przyszliśmy zobaczyć się z Panią?

Chłopczyk pomasował swoje ramię.
- Cóż wydajecie się być, niezwykłymi osobami, nawet jak na czarodziei. Pojawiliście się tu znikąd, tak samo jak Pani.

Riddle uśmiechnął się.
- Ahh, rozumiem. Wydajesz się być bystrym chłopcem. Jestem Tom, tak w ogóle, a to moi przyjaciele Harry i Severus.

Chłopiec uścisnął ich dłonie uroczyście.
- Przyjemność was poznać. Jestem Phineas. Phineas Black.

- Słucham?- Harry wpatrywał się w dziecko - Jesteś Phineasem Nigellusem Blackiem? Nie, to niemożliwe. - desperacko próbował wyobrazić portret małego chłopca, który z nim rozmawiał i dopasować do porteru dyrektora w jego latach. Sromotnie mu się to nieudało.

Tom zaśmiał się.
- To może by Phineas Black, ale nie jest Phineasem Nigellusem Blackiem, Harry. To jest mała różnica, ale to nie te czasy.

Twarz chłopca zrzedła.
- Phineas Nigellus Black? Oh, to jesteście tutaj zobaczyć Ojca? Dyrektora? Nie wydaje mi się, by znał taki ludzi jak wy, czarodziei którzy aportują się tam, gdzie inni nie mogą. Większość jego znajomych są z Ministerstwa i są okropnie starzy i żmudni. Skrzypią jak stare meble, gdy chodzą i zawsze mówią jakbyś czytał jedną z tych zakurzonych książek pisaną gotyckimi literami. Ale wy... Wy wydajecie się dziwni i ekscytujący, tak samo jak Pani - spojrzał na nich błyszczącymi oczami.

- Twój ojciec? Jesteś synem Phineasa Nigellusa Blacka? - Potter próbował sobie przypomnieć tapetę,, którą zobaczył w Grimmauld Place i historię, które Syriusz mu opowiadał. Tak, Phineas Nigellus miał syna, który miał imię po nim, tak? Kolejnego Phineasa, który został wypalony z drzewa rodzinnego. Patrząc na psotliwe, niebieskie oczy chłopca sprzed wieku, Harry nie był zdziwiony, że skończy jako dziura w drzewie rodzinnym Blacków.

- Rozumiem, że potrzebujecie bym zaprowadził was do ojca? - Phineas brzmiał na lekko smutnego na tą myśl.

Harry pokręcił głową twardo.
- Nie, nie ma potrzeby by niepokoić dyrektora. Jestem pewien, że twój ojciec to bardzo zajęty człowiek. Jesteśmy tu po Panią, Phineasie, jak już zgadłeś. Jest w skrzydle szpitalnym, prawda?

Phineas pokiwał głową żarliwie.
- Tak, jest tutaj już od tygodni, od kiedy tutaj trafiła. Prefekt ją pierwszy znalazł, Albus Dumbledore. On ją przyniósł do skrzydła szpitalnego, ale nikt nie był wstanie jej wybudzić z zaczarowanego snu. To strasznie podniecające, serio. Madam Smethwyck próbowała każdego zaklęcia i każdego eliksiru by ją obudzić jaki znała, ale bez skutku. - spojrzał z nadzieją na Gryfona - Ale wy będziecie wiedzieć jak ją obudzić, prawda?

Ręka Harry'ego zacisnęła się na Czarnej Różdżce w jego kieszeni.
- Tak, wydaje mi się, że mogę to zrobić. Chodźmy ją znaleźć. Nie ma potrzeby by ktoś wiedział o naszym przybyciu, Phineasie.

- Oczywiście! - chłopiec wyszczerzył się i poszedł razem z nimi w stronę zamku - To będzie tylko między nami. Hmm, myślicie, że moglibyście mnie nauczyć jak się aportować do Hogwartu jak tu jesteście? To by było bardzo przydatne, czasami wyaportować się z szlabanów...

Harry pokręcił głową.
- Obawiam się, że nie możemy tego zrobić, Phineasie. Przepraszam, jestem pewien, że gdybyśmy mogli, to byśmy to zrobili.

- Możesz oczywiście, na początku trzymać się z dala od kłopotów - wymamrotał Snape, spoglądając w dół na małego chłopca.

Phineas westchnął.
- Dokładnie to samo powiedział Ojciec, ale to znacznie trudniejsze niż brzmi, proszę pana. Jest tutaj tyle zasad, tak łatwo o jakiejś zapomnieć. Co jest złego w zabraniu kilku przyjaciół by zobaczyć mecz Qudditcha w myślodsiewni dyrektora kiedy jest zajęty spotkaniem z gronem nauczycielskim? Albo daniu kilka lekcji grania na skrzypcach biednemu Irytkowi? To nawet nie ja powiedziałem Irytkowi o akustyce w pokoju prefektów, to był Aberfroth - ale jakoś zawsze ja jestem o wszystko obwiniany. Oh, mam nadzieję, że Albus nie będzie w skrzydle szpitalnym kiedy tam dotrzemy! On jest takim strasznym wrzodem, jestem pewien, że kiedyś zostanie dyrektorem, tak samo jak Ojciec. On nawet odebrał własnemu bratu dziesięć punktów za śpiewanie na korytarzu w zeszłym tygodniu.

- Dużo czasu ten prefekt spędza w skrzydle szpitalnym? - zagadał Tom kiedy weszli do zamku.

Phineas zachichotał.
- Albus? Tak, spędza tak dużo czasu przy tej pani, że niektórzy myślą, że się zakochał w niej. Cóż ona jest strasznie piękna, ale nie mogę sobie wyobrazić zakochanego Dumbledore'a. - chłopak skrzywił się i poprowadził ich po schodach do skrzydła szpitalnego. Była bardzo mało uczniów w zamku, pewnie wszyscy byli na zewnątrz ciesząc się cudowną pogodą.

- Oh kurde, - wyszeptał Phineas kiedy popchnął drzwi do skrzydła szpitalnego - Albus tutaj jest. Cóż, w takim razie ja spadam. Teoretycznie powinien być teraz na szlabanie z Profesor Beery, ale powiedzmy, że zapomniałem... - pomachał im jeszcze pociesznie i dyskretnie zniknął.

Harry poczuł suchość w ustach kiedy wszedł do pomieszczenia. Co jeśli jego matki tu nie było, w tym nieznajomym czasie?

Ale błyszczące niebiesko-białe światło wiosny, które przenikało przez szpitalne okna sprawiało, że coś świeciło niczym ogień i Harry stracił powietrze w płucach, kiedy ujrzał kawałek włosów jego matki oraz jej bladą twarz.

W następnym momencie, Potter został popchnięty przez biegnącego Snape'a który rzucił szybko, dwa oszałamiające zaklęcia. Starsza pielęgniarka i chłopak z miedzianymi lokami upadli na podłogę.

- Niezły ruch, Severusie! - Tom obrócił się i wycelował różdżką w drzwi za nimi. Wymamrotał pod nosem serie skomplikowanych zaklęć, które prawdopodobnie miały zatrzymać kogokolwiek przed odwiedzaniem skrzydła szpitalnego.

Gryfon przebiegł przez pokój i zsunął się obok łóżka matki.
- Mamo? Jesteś tutaj! Wszystko w porządku?

Snape klęczał przy łóżku Lily, łzy płynęły z jego oczu - Jest tuta. Oh, Merlinie, ona jest tutaj! Żyje... Harry, szybko, użyj Czarnej Różdżki i ocuć ją!

Pokiwał głową, czuł jak pradawna różdżka drży w jego dłoni, gdy wymawiał inkantacje:
- Finite Incantatem!

Lily zawierciła się trochę, a Harry patrzył w bezdechu jak powoli otwiera oczy.

- Mamo?

Zielony wzrok Lily spotkał się z jego.
- Harru? Oh tutaj jesteś, kochanie. Byłam przez moment tak przerażona, że możesz nie być prawdziwy... Ale jesteś tutaj! Gdziekolwiek to tutaj jest... - sięgnęła do syna i pociągnęła go do uścisku - Oh i ty też jesteś Severusie.

Gryfon odsunął się i Snape zgarnął Lily w swoje ramiona. Potter odwrócił wzrok dyskretnie.

- Powinniśmy iść, - Tom kopnął lekko miedzianowłosego chłopaka na podłodze - zanim siedemnastoletni Albus Dumbledore się obudzi i przysporzy nam kłopotów... Zastanawiam się jak dużo wie swoich działań z przyszłości - wyłowił różdżkę z szat chłopaka i włożył do swojej - Tak na wszelki wypadek.

- Zabijmy go zanim pójdziemy - wymamrotał Snape niewyraźnie zakopując twarz we włosach Lily - Ja to zrobię. Dałem mu moje słowo w końcu, a jest to obietnica, którą chętnie dotrzymam.

- Zabić Dumbledore'a? - Harry gapił się na śliczną, elfią twarz nieprzytomnego chłopaka na podłodze, tak podobna i jednocześnie tak zupełnie inna od twarzy starszego mężczyzny którego znał - Nie, Profesorze, nie możesz...

- Niestety Harry ma rację - Riddle pokręcił głową powoli - Jakkolwiek jest to kuszące, nie jestem pewien czy chcemy wrócić do naszego czasu, by odkryć, że czarodziejskim światem włada Mroczny Lord Grindelwald. W końcu to Dumbledore go pokonał, a zabicie go teraz pośle łańcuch konsekwencji, które odbiją się na przyszłości.

- Nie to miałem na myśli Tom - starał się trzymać swój głos spokojny - Nie możemy zabić siedemnastoletniego Dumbledore, bo jest niewinny. Nigdy nie knuł by zabić moją matkę lub uwięzić ją w innych czasach. Nigdy nie powiedział nam, że musimy nie żyć, by świat mógł być dobry. To wszystko było działaniami starca, ale nie jego...

- Oh na Merlina, Harry - Tom westchnął głęboko - Ten chłopak to ten starzec. Są tacy sami.

Harry musnął delikatnie palcami policzek Riddle'a i wyszeptał
- Tacy sami jak Tom Riddle i Voldemort?

Głęboki rumieniec przeszedł przez jego anielską twarz.
- Rozumiem twój tok myślenia, kochanie. Ale nie zapominaj: Phineas powiedział nam, że młody Albus Dumbledore pilnował twojej matki cały czas. Prawdopodobnie, nie jest tak niewinny na jakiego wygląda.

- Sprawdźmy to! - Potter wskazał Czarną Różdżką na nieprzytomnego chłopca - Enervate!

Chłopak nawet się nie ruszył.

- Emm... Możliwe, że dorzuciłem kilka niewerbalnych zaklęć do oszałamiających uroków Severusa, tak na wszelki wypadek - srebrne oczy Toma skrzyły się. Gryfon westchnął.

- W porządku. Finite Incantatem!

Chłopak z miedzianymi lokami jęknął i usiadł. Uchylił powieki i para jasnoniebieskich oczy uważnie przyjrzała się trójce gości.

- Kim jesteście? - nie było żadnego rozpoznania w tych znajomych niebieskich oczach. Ale wtedy wzrok chłopaka opadł na nieprzytomną pielęgniarkę na podłodze, a potem na Lily. Wstał zdumiony na nogi.

- Pani! - jego twarz była biała - Co zrobiliście!? Czemu ona nie śpi?  Nie może odejść, nie może - w jego głosie była nuta paniki, gdy gorączkowo szukał różdżki.

- Czemu nie może odejść, Albusie? - zapytał Harry miękko. Chłopak wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczami.

- Bo... bo starszy pan powiedział, że mam jej pilnować dzień i noc, bronić jej własnym życiem - zdumiony wyraz przeszedł przez jego elfią twarz - Dziwne... Czułem się jakbym miał robić wszystko co tamten mężczyzna mi powiedział, ale teraz... - potrząsnął lekko głową - Czuję się jakby jakiś czar został zniesiony z mojej duszy.

- Finite Incantatem! - wyszeptał Tom w ucho Pottera - Wydaje mi się, że ma rację, Harry! Czar został z niego zdjęty. Klątwa Imperiusa, może?
 
- Klątwa Imperiusa? - Harry usiadł na jednym z pustych szpitalnych łóżek - Myślisz, że Dumbledore podróżował w czasie by rzucić na samego siebie Imperiusa? On naprawdę nikomu nie ufa?

- Nikomu, nawet sobie, najwidoczniej - zaśmiał się Riddle.

Albus wpatrywał się w Harry'ego|
- Twoje oczy - jego głos był ochrypłym szeptem - Masz... masz oczy Pani... Starzec powiedział mi bym uważał na zielonookiego chłopaka. Mówił, że przyniesie niebezpieczeństwo, że będzie próbował ją zabrać. Nie mogę Ci na to pozwolić.

- Zabij go - Snape nawet się nie odwrócił - Nie myśl o tym, Harry. Po prostu to zrób, albo daj mi-

- Nie - Gryfon wstał na nogi - Nie skrzywdzę go i nie dam wam tego też zrobić. To tylko chłopiec i nie może nic tym zrobić.

Tom pokręcił głową powoli.
- Merlinie! Masz takie niesamowicie miękkie serce, kochanie. - pocałował Harry'ego delikatnie i długo w usta.

Oczy Albusa rozszerzyły się.
- Co... Co ty robisz? Nie możesz go całować.

- Oh, daj mi Czarną Różdżkę, kochanie. On staje się naprawdę marudny. - Tom sięgnął po różdżkę, ale Potter trzymał ją po za jego zasięgiem.

- Nie możesz go skrzywdzić, Tom. Przysięga, pamiętasz?

- Ale on myśli, że nie mogę Cię całować, bo... - Riddle odwrócił się do Albusa - bo w sumie co, dokładnie?

Głęboki rumieniec pojawił się na bladych policzkach chłopaka.
- Bo to nienaturalne i ohydne. Chłopcy nie powinni być ze sobą. To nie w porządku.

Harry westchnął.
- Jak kochanie kogoś może być ohydne, Albusie? - zapytał miękko - Według mnie bardziej nienaturalne i ohydne jest nie kochanie. Po prawdzie, jeśli chłopak, którego lubisz będzie próbował Cię pocałować, uważam, że powinieneś oddać mu pocałunek wtedy. Świat byłby lepszym miejscem.

- Nie będę robił takich rzeczy! - oczy Albusa błyskały - Nigdy bym nie mógł... Nawet bym nie chciał. Po za tym, Gellert to tylko przyjaciel, nie ważne co ludzie mówią. Podziwiam jego spryt i inteligencję, ale to wszystko. I dla twojej informacji, planuję oświadczyć się Hazel Doge za kilka lat. To bardzo urocza dziewczyna i wszyscy twierdzą, że jest bardzo ładna. To dobra przyjaciółka mojej siostry, co prawdą nie rozumiem czemu chce spędzać czas z moją pół-szaloną siostrą. Może to jest po prostu wymówka by się zbliżyć do mnie. Biedna Ariana, ma lekko niepoukładane w głowie, ale Hazel chyba jej po prostu współczuje, tak sądzę. Uważam, że Hazel nie rozumie jak męczące jest życie z kimś takim cały czas i by robić poświęcenie za poświęceniem...

- Twoja siostra? - wyszeptał Potter - Posłuchaj, Albusie, odnośnie twojej siostry - przełknął ślinę - Później tego lata, uniesiesz na nią różdżkę i zdarzy się okrutny wypadek. Twoja klątwa ja zabiję i nie zapomnisz tego do końca życia. Nie daj się temu zdarzyć, Albusie.

Dumbledore był bielszy niż śnieg.
- Zabiję Arianę? Czemu mi mówisz takie okropne rzeczy? Jesteś jakimś jasnowidzem?

- Możliwe, że jestem - starał się utrzymać swój głos spokojny. Położył ręce na ramionach chłopaka i spojrzał mu w oczy - To twoja ostatnia szansa, Albusie. Postaraj się kogoś pokochać. Postaraj się poczuć w swoim sercu jakieś miłosierdzie. To twoja jedyna szansa. Spróbuj być po prostu być człowiekiem, Albusie. Widziałem... - przełknął ślinę - Widziałem kim się staniesz w innym wypadku...

- On mnie ostrzegł przed Tobą - głos Albusa był szeptem - Starszy człowiek powiedział bym Cię nie słuchał. I nawet jeśli już nie jestem pod jego zaklęciem, widzę, że miał rację. Powiedział, że chłopak z zielonymi oczami będzie niebezpieczny - sięgnął do czoła Harry'ego i odgarnął jego włosy swoimi bladymi dłońmi - Masz bliznę, tak jak powiedział, tak zło weszło w Ciebie - niebiskie spojrzenie przesunęło się po jego twarzy - Wielka szkoda, że musisz umrzeć, jesteś naprawdę bardzo pięknym chłopcem. Ale twoja śmierć jest niezbędna dla większego dobra... On tego dopilnuje.

- Idziemy! - Tom szarpnął Harry'ego od Dumbledora i wyciągnął zmieniacz czasu spod szat Pottera. - Nie ma dla niego nadziei, Harry. Zabierzmy twoją matkę do domu - przyciągnął Lily i Snape bliżej i owinął ich złotym łańcuszkiem - On nigdy się nie zmieni - powiedział, szybko kręcąc delikatnym mechanizmem.

Blady, miedzianowłosy chłopak wyszeptał:
- Nigdy nie poddam się* złu i nikczemności tak jak ten zielonooki chłopak się poddał... Nigdy...

***

Mały tłum był zebrany pod gabinetem dyrektora, gdy wrócili do Hogwartu z ich lat.

- Wróciliście bezpiecznie! - James, Remus i Syriusz natychmiastowo wyskoczyli z tłumu i przytulili na powitanie Harry'ego i Lily. Ku zdziwieniu Harry'ego, Huncwoci uścisnęli dłonie ze Snapem, co wywołało na jego twarzy lekki grymas,

- O co chodzi? - Tom kiwnął głową w stronę drzwi. Głośnie, złe krzyki były słyszalne zza nich, a potem następujące dźwięki niszczonych mebli i wybuchających zaklęć. Potterowi udało się zrozumieć ryknięcie Grindelwalda:
- Okłamałeś mnie, ty skurwysynie... Nie obchodzą mnie twoje powody! Nie miałeś prawa... Patrz na mnie kiedy do Ciebie mówię, ty tchórzu! - więcej dźwięków trzeszczenia wylało się z pokoju, a dym zaczął sączyć się spod drzwi. Mogli teraz usłyszeć drugi głos, znacznie słabszy niż ten pierwszy.
- Nie mogę patrzeć na Ciebie, Gellercie...

- To - powiedziała Minerwa McGonagall, a lekki uśmieszek chował się w kącikach jej ust - kapitulacja* Albusa Dumbledore'a
 

___________________________________________

* - oba nawiązują do tytułu fanfika "Surrender"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shattered Souls: Rozdział 12

Shattered Souls: Rozdział 14

Surrender: Rozdziały 1 - 10