Shattered Souls: Rozdział 14
tym razem wleciał album Lady Gagi 'Born this way". Możecie zrobić z tą informacją co chcecie.
beta: nie wiem za kogo wy mnie bierzecie.
Ostrzeżenia: Wspomnienie przemocy seksualnej
Rozdział 14
Snape nie odzywał się przez półgodziny. Wypił resztę brandy Harry'ego i oparł tył głowy o gzyms. Chłopak właśnie sam do niego przyszedł i zaoferował na złotej tacy to czego jego serce najbardziej pragnie. Harry'ego. Część jego duszy chciała się po prostu obżreć tym co zostało na tej tacy przyniesione, ale druga, ta racjonalna część, próbowała wytłumaczyć jego obiekcje. Harry'emu jak i samemu sobie.
- Harry, schlebiasz mi, naprawdę. Ale myślę, że nie byłoby to uznane za stosowne. Jestem twoim nauczycielem. Twoim opiekunem. To nie byłoby w porządku by wykorzystać Cię w taki sposób. - Gdyby tylko pewna część jego anatomii zapomniałaby jakie to byłoby ekscytujące by wziąć w ten sposób chłopaka, wykorzystać tak jak sam mu się podaje...
- Jesteś też moim mężem - odparł Potter - To w porządku, to powinieneś być Ty. Wiesz o moim wuju i o koszmarach. Ty to rozumiesz. Wiem, że byłbyś ze mną delikatny. Że nie skrzywdziłbyś mnie. Ufam Ci.
- Ufasz? - ostatnie zdanie zaskoczyło go - I nadal ufałbyś mi gdybyś wiedział, że zadowalam się myśląc o Tobie? Nadal byś mi ufał? Wiedząc jak zbezcześciłem Cię w mojej głowie?
- Tak - chłopak odpowiedział rumieniąc się w jasny kolor różowego - Chcę byś to zrobił, a teraz wiem, że Ty też tego chcesz. Chcę byś to był Ty i tylko Ty.
- Oh, Harry... Co ja mam zrobić z Tobą? - Snape westchnął i spojrzał na młodego chłopaka na sofie. Chociaż teraz był to już młody mężczyzna, nie było w tym wątpliwości. Nauczyciel próbował podtrzymać dziecięcy wyraz Harry'ego w swojej głowie, jakby miało to w jakiś sposób zatrzymać pragnienie rzeczy na które był pewien, że nigdy nie zasłuży. Nie zasługiwał na Harry'ego. Harry był aniołem, a on jeśli nie demonem to wiele razy czuł się przynajmniej bezduszny. Voldemort ukradł jego dusze wieki temu.
- Jesteś pewien, że jesteś na to gotowy, Harry?
- Nie, ale z czasem będzie lepiej, prawda?
- Śmiem twierdzić. Nie chcę Cię straszyć, ale myślę, że przeskoczenie od razu do Obrzędów, nie jest dobrą metodą by ominąć twój strach. Zaczniemy powoli od innych rzeczy,
- Innych rzeczy? - Snape był przekonany, że słyszał jak chłopak przełyka ślinę. Pomimo tego, co zrobił mu wuj, Harry wciąż był pod wieloma względami taki niewinny. Nie wiedział jak takie rzeczy mogły lub powinny się rozwijać. Severus był zadowolony, że to on będzie mógł nauczyć chłopaka rozkoszy. Zupełnie inaczej niż w jego przypadku. Wtedy to miało więcej wspólnego z krwią i bólem niż przyjemnością.
- Tak, inne rzeczy. Całowanie, dotykanie. By zobaczyć co będziesz lubił i będzie Ci się podobało. Nie chcę byś się mnie bał, Harry, ani niczego co być może zrobimy. Chcę by było to dla Ciebie przyjemne. Jeśli kiedykolwiek zrobię coś czego nie będziesz chciał, powiedz i od razu przestanę, obiecuję. Będziemy postępować tylko tak daleko jak będziesz chciał.
- Oprócz Obrzędów. - twarz młodszego czarodzieja była biała.
- Tak, oprócz tego.
Harry wpatrywał się w niego, jego usta otwierały się i zamykały, ale żaden dźwięk ich nie opuszczał. Te usta były koloru truskawek, wydające się jeszcze czerwieńsze w kontraście do jego teraz bladej twarzy. Chłopak nadal drżał, ale wydawał się być zdeterminowany by nie poddać jakiemukolwiek lęku jaki teraz grał w jego umyśle.
- To co próbuję powiedzieć, to to czy mam zgodę by prowadzić zaloty wobec Ciebie.
- Zaloty? - zapytał Harry, jakby nigdy nie słyszał takiego wyrażenia wcześniej. Może nie słyszał. W końcu było to takie staromodne określenie, ale nie wiedział, jaki będzie jego współczesny odpowiednik. Zbyt długo był sam.
Chciał wziąć rzeczy bardzo powoli z Harrym. Pokazać mu pocałunkami i delikatnym dotykiem, że bycie z kimś intymnie nie musi oznaczać strachu i bólu. Że mógł czuć z tego przyjemność. Że nie było to złe.
- Tak, zaloty. Chociaż zazwyczaj zaleca się do kogoś przed ślubem.
- Masz na myśli chodzenie na randki i inne takie?
- Harry, nawet jeśli zajmie mi to dwadzieścia lat, żywię nadzieję, że pozbędę się z twojego słownika "inne takie". I czym dokładnie jest "randka"?*
- To wtedy kiedy zakochani w sobie ludzie wychodzą gdzieś razem. Na obiad, do teatru albo gdzieś.
- Mhm. Cóż, w takim razie chciałbyś towarzyszyć mi na obiedzie jutro wieczorem? - Snape specjalnie zignorował słowo "zakochani". Nie ma sensu o tym myśleć. Nie ma sensu mieć nadzieję, że Harry kiedykolwiek się w nim zakocha. Severus był po prostu narzędziem do osiągania celów.
- Gdzie?
- Myślałem o... - nauczyciel już miał powiedzieć o "o naszych kwaterach", ale zdał sobie sprawę, że mogłoby to wywołać przymuszoną intymność, a nie było to porządku względem Harry'ego. - Otworzyła się nowa restauracja na Pokątnej, chciałem pójść wypróbować, ale nie lubię stołować się w takich miejscach samotnie.
- Świetnie! - Harry cały rozjaśniał, jakby Snape podarował mu jakiś niesamowity prezent. Czy to możliwe? Czy Harry naprawdę chciał spędzać z nim czas? - Więc to randka!
Uniósł brew, ale powstrzymał się od komentarza. Nie obchodziło go jak to Potter nazywał, dopóki będzie mu towarzyszył.
- Co mam powiedzieć innym? - zapytał chłopak.
Severus, wyjątkowo, o tym nie pomyślał. Mimo, że był jego mężem w sekrecie, Potter był również jego uczniem i Chłopcem-Który-Przeżył. Plotki okrążyłyby kilkukrotnie Anglie jeszcze tego samego dnia, jeśli zobaczyliby Harry'ego Pottera na randce z jego profesorem. Harry nie mógł się ruszyć gdziekolwiek w czarodziejskim świecie bez jakiegoś reportera pojawiającego się znikąd.
- Możemy pójść gdzie indziej, - zaproponował miękko Gryfon - w jakieś mugolskie miejsce.
- To by było akceptowalne - odparł Snape - Spotkajmy się w naszych kwaterach, powiedzmy około szóstej?
Chłopak pokiwał głową i zatrzymał się przy drzwiach.
- Naprawdę nie mogę się doczekać, profesorze. Dobranoc.
- Dobranoc, Harry.
Mistrz Eliksirów jeszcze przez dłuższy czas wpatrywał się w drzwi przez które wyszedł chłopak.
CDN...
*rany, tutaj całkowicie ucieka pierwotny humor dialogu. W oryginale Harry mówi o "date" co oznacza randkę, ale również owoc daktyl. Snape pyta się czym jest "date" (randka) i myślał, że to owoc. Postanowiłam, że to całkowicie usunę i pozostawię samo pytanie o randke, bo niestety nie mam pomysłu jakby zastosować tutaj podobną grę słow. Generalnie nie wiem czy autorka tu też nie przesadziła, bo tak; ogólnie umawianie się, chodzenie na randki jest bardziej wymysłem nowych czasów, ale nie wydaje mi się, by Snape był aż tak stary (1960) by nie wiedzieć czym jest randka. Chociaż rzeczywiście to słowo zostało pierwszy raz odnotowane na przełomie XIX i XXw i magiczna Anglia była z niektórymi rzeczami do tyłu w porównaniu do mugolskiej. No ale tak ogólnie, chodzi o to, że Snape jest zardzewiały jeśli chodzi o takie sprawy, tyle.
Poprzedni Rozdział | Następny Rozdział
Komentarze
Prześlij komentarz