Surrender: Rozdział 14 - Dzień Gry
Surrender - Rozdział 14
Dzień Gry
- Więc twoi rodzice i Syriusz żyją? - wyszeptała Hermiona - i Cedric Diggory też? - rzuciła pełne fascynacji spojrzenie w stronę Jamesa i Syriusza, którzy pochylali się nad Mapą Huncwotów, obserwując ruchy Irytka w Pokoju Nauczycielskim.
Harry kiwnął głową.
- I to wszystko... to robota Toma Riddle'a? - jej spojrzenie migotało z niepewności do Toma. Jak wszyscy tylko byli bezpieczni w Pokoju Życzeń, zmienili swoje formy na te prawdziwe, więc Tom znowu był chłopcem w ciemnych lokach.
- Niezbyt mi ufasz Hermiono, nieprawdaż? - powiedział miękko Riddle - Wiem, że to wszystko może potrwać trochę zanim się przyzwyczaisz.
- Harry umawia się z Sami - Wiecie - Kim - Ron potarł skronie znużony. Jego twarz pod piegami, nadal była blada. Zaśmiał się pusto - Tak, to... to chwilę potrwa zanim się przyzwyczaimy. Prawie udało mi się ogarnąć myśl, że Harry i Malfoy są razem, ale to... No, mam na myśli, już i tak mnóstwo osób żartowało o tym, ale i tak..
- Co masz na myśli, że ludzie o tym żartowali? - w głosie Syriusza była wyczuwalna ostra nuta, kiedy oderwał głowę znad Mapy. Twarz Rona wybuchła rumieńcem.
- To był tylko żart! Seamus i Dean żartowali sobie, że Harry miał taką obsesję na punkcie Czarnego Pana, że nie byliby zdziwieni, gdyby Harry zaczął z nim chodzić... - słysząc to Tom się zaśmiał.
- O dziwo, Bellatrix raz oskarżyła mnie o posiadanie obsesji na Harrym tak dużej, że graniczy ona z czymś niestosownym. Powiedziałem jej wtedy, że jest niepoważna, ale - pocałował Harry'ego szybko w usta - Widocznie, miała kompletną rację.
- Ahem! - McGonagall patrzała na nich surowa znad okularów, ale Potter widział, że mały uśmieszek chował się w kącikach jej ust - To prawda, Panno Granger i Panie Weasley. Wierzę, że Tom jeszcze szczerze zakochany w Harrym. Przysięga Wieczysta którą złożył Lily uspokoiła mój umysł. Niestety, potrzeba trochę więcej by przekonać Professora Dumbledore'a o zmianie serca Toma Riddle'a. Obawiam się, że dyrektor wypowiedział się dosyć jasno, kiedy był pod wpływem eliksiru prawdy, że chciałby zobaczyć śmierć za równo Czarnego Pana jak i Harry'ego.
Remus zmarszczył brwi słysząc to.
- Więc o my zamierzamy zrobić z Dumbledorem, Minerwo? Podejrzewam, że nie ma wiele nadziei by jakoś mu to wyjaśnić i przegadać. Byłbym naprawdę szczęśliwy by chociaż spróbować jeśli, rzeczywiście miałoby to jakikolwiek sens.
- Wyjaśnić mu to lub przegadać? - McGonagall parsknęła - Nie bądź niepoważny Remusie! Dumbledore chciał specjalnie poświęcić szesnastolatka dla "wyższego dobra". Uważam, że dyrektor jest daleki do uznania jakichkolwiek prób rozmów.
- Więc co powinniśmy zrobić? Nie możemy pozwolić by Harry'emu znowu działa się krzywda. - piwne oczy Jamesa zmiękły, gdy spojrzał na syna - I Tomowi też. Być może będziecie chcieli się, gdzieś ukryć. Mogę założyć, że chciałbyś ze mną zamieszkać. Patrząc na to, że Lily zmiękła do Smar-Severusa... Znaczy. Pomyśl tylko; gdyby Lily miałaby za niego wyjść, Severus stałby się ojczymem Harry'ego, a jestem pewny, że nikt nie chce, by ten biedak musiał patrzeć na Snape'a każdego ranka przy śniadaniu. Harry przeszedł wystarczająco wiele w życiu. Wystarczy, że dyrektor pragnie go martwym. Naprawdę nie powinien teraz zmagać się z widokiem Smarkeusa całującego jego matkę co rano.
- Snape będzie ojczymem Harry'ego? - Ron spojrzał się na z przerażeniem na Jamesa.
- A Dumbledore chce jego śmierci... - wyszeptała Hermiona - Proszę, skup się na istotnej kwestii Ron.
- Mógłbym się bardzo łatwo rozprawić z dyrektorem. - wymamrotał Tom - ale moja niedawna przysięga uniemożliwia mi zrobienie czegokolwiek logicznego. Nie mogę nawet komuś zasugerować by go zamordował. W prawdzie, w tej chwili wcale nie sugeruje nikomu, że Harry byłby bezpieczniejsze, gdyby ten stary maniak był martwy.
Minerwa uśmiechnęła się;
- Będę robiła co w mojej mocy, by trzymać oko na dyrektora, Tom. Nie jestem zbytnio zamiłowana śmiercionośnymi klątwami, ale potrafię rzucać nawet dobrego Imperiusa, jeśli mogę się pochwalić - zauważyła, że Hermiona zaczyna się w nią wpatrywać - Nie to, że kiedykolwiek zamierzam użyć jakiejkolwiek Zaklęcia Niewybaczalnego, oczywiście.
- Nie mogłabyś transmutować Dumbledora w cokolwiek - zasugerował James - zawsze byłaś dobra w transmutacji Minerwo. Cytrynowy drops jakoś świta w mojej głowie...
- Zobaczymy - powiedziała raźnie McGonagall - Wiem jedynie, że nie zamierzam lekceważyć dyrektora. To bardzo bezwzględny i podstępny człowiek- kto tam? - odwróciła się szybko do drzwi - Oh, to tylko Lily i Severus. Wejdźcie oboje - staraliśmy wymyśleć jakiś plan... Na niebiosa, Severusie, co się stało?
Harry spojrzał na mężczyznę, który wszedł do Pokoju Życzeń, trzymając się za ręce z jego matką, a jego usta rozwarły się szeroko. To naprawdę był Profesor Snape? Tak, to musiał być on, miał Snape'owe rysy twarzy i nosił jego wieczorowe, czarne szaty, ale i tak, ledwie przypomniał przerażającego Mistrza Eliksirów. Ten człowiek wyglądał na nawet przystojnego z jego czarnymi, błyszczącymi oczami i i ustami wykrzywionymi w czarujący uśmiech. A kiedy się odezwał - nawet jego głos był inny - ciepły i melodyjny;
- To tu się wszyscy chowacie.
- Zmieniłeś się Severusie - powiedział Tom miękko. Brew Snape'a uniosła się w lekkim rozbawieniu.
- Ty również, mój panie, jeśli mam pozwolenie by to stwierdzić. Lily wszystko mi powiedziała. - w jego głosie była ciekawa nuta miękkości, kiedy wymówił jej imię.
- Tak? - Tom uśmiechnął się - Jak podejrzewam, wspomniała, że kazała mi przysiąc bym nie zabijał już nikogo nigdy więcej, ani nie sugerował komukolwiek by zabił za mnie, bo ja wcale nie sugeruję by ktoś zamordował dyrektora, w świetle faktu, że ten chce wiedzieć nas - mnie i Harry'ego martwych. - delikatny cień opadł na twarz Snape'a;
- Ah tak. Dyrektor... Coś mi mówi, że nie będzie wyjątkowo ucieszony widząc niegdyś martwych chodzących po korytarzach Hogwartu.
- Mogłabym zobaczyć kamień, Tom? - powiedziała Lily. Pochyliła głowę do przodu i jej czerwone loki opadły na jej twarz. Snape sięgnął i odgarnął włosy z twarzy kobiety delikatnym ruchem, który wydał się tak instynktowny i naturalny, że Harry musiał się uśmiechnąć. Ku jego zaskoczeniu Snape oddał uśmiech.
Tom wyjął mały, popękany kamień z kieszeni i podał go. Wyjął go z oprawy i ciemny klejnot błyszczał na dłoni Lily.
- Ten mały kamyczek to wystarczająco by przezwyciężyć śmierć... - westchnęła.
- Nie samoistnie. - Tom objął Harry'ego ramionami - Użycie kamienia by przywrócić kogoś do żywych wymaga bardzo ciężkiej magii. Na tyle ciężkiej, że sam Albus Dumbledore, perfekcyjnie utalentowany czarodziej, niesamowicie uszkodził swoją dłoń, gdy próbował użyć kamienia.
Harry patrzył bacznie na mały, czarny kamień;
- Zastanawiam się, kogo Dumbledore chciał wskrzesić. To musiał być ktoś, kogo kochał... - Harry przełknął niespodziewaną gulę w gardle. Był czas w którym naiwnie wierzył, że dyrektor kochał jego...
- Jakie zaklęcia użyłeś Tom? - Hermiona pochyliła się do niego. Tom wzruszył ramionami.
- Nie sądzę, że będzie dla ciebie znane, Hermiono - wyrecytował szybko zaklęcie w dziwnym języku - To znaczy...
- Niech tchnienie życia, które opuściło to ciało, ukochane ponownie je owiało.* - powiedziała Hermiona - Nie jesteś jedyny, który zna sumeryjski, wiesz. - brzmiała na trochę urażoną - Znam ten fragment, oczywiście. Nie wiedziałam jednak, że to prawdziwe zaklęcie.
Tom zamrugał szybko.
- Widzę... Dużo wiesz, prawda? Czuje ulgę, że jesteśmy po tej samej stronie Hermiono. - schował kamień z powrotem do kieszeni.
- Mówiąc o tej samej stronie - wcięła się McGonagall żwawo, patrząc na swój zegarek - Chciałabym przypomnieć, że mecz Quidditcha Gryffindor-Slytherin za niedługo się zacznie. Lily, ty i ja będziemy obserwować Dumbledore'a w trakcie meczu. Severusie - ty będziesz sędziował, tak?
Snape kiwnął głową.
- Tak właśnie. Nie często sędziuje, ale ten mecz szczególnie mnie interesuje. Normalnie, Gryffindor nie miałby szans przeciwko Slytherinowi, naturalnie, ale jak rozumiem drużyna Gryffindoru zyskała kilku nowych członków.
James rzucił mu podejrzliwe spojrzenie.
- Tak właśnie, Smar- Severusie, lepiej nie próbuj sabotować Gryffindoru w żaden sposób, albo...
- Sabotować Gryffindor? - Snape pocałował Lily delikatnie, Ron zasłonił twarz dłońmi - Nawet o tym nie śnie. Jeśli Slytherin zostanie pokonany tego popołudnia, cóż, to trudno. Mimo wszystko, są na świecie ważniejsze rzeczy niż Quidditch... Nie to, że uważam, że Gryffindor ma najmniejszą szansę na wygraną, oczywiście.
James, Syriusz i Remus wymienili krótkie spojrzenia.
- Oh przekonamy się jeszcze - powiedział Syriusz lekko, a iskierki w jego oczach zatańczyły.
- Cóż, to na co jeszcze czekamy? - głos McGonagall zabrzmiał niecierpliwie - Ten mecz będzie spektakularny! Harry Potter, James Potter, Syriusz Black i Remus Lupin grający dla Gryffindoru! Ah i ty też, oczywiście, panie Weasley - uśmiechnęła się - Slytherin nie będzie wiedział co ich uderzyło!
Snape uśmiechnął się pogodnie.
- Możliwe. Ale zapominasz o jednej rzeczy, Minerwo...
- Jakiej? - McGonagall zawinęła szalik Gryffindoru ciaśniej wokół szyi i ruszyła w stronę drzwi.
- Drużyna Gryffindoru może i zyskała parę doświadczonych graczy. - powiedział Severus lekko - Ale Slytherin w tym roku ma nowego, wybitnego Szukającego.
McGonagall wbiła w niego wzrok.
- Wybitny Szukający? Nie możesz być poważny Severusie. Szukający Slytherinu to tylko Draco Malfoy, a ten chłopiec... - urwała, spojrzała na Toma w przerażeniu - Chwila, ten chłopiec jest...
-... gotowy by grać w Quidditcha! - Tom skończył za nią zdanie. Jego srebrne oczy błyszczały. Wyszeptał kilka słów cichutko i po chwili, przybrał formę Draco. Potrzymał dla McGonagall otwarte drzwi - W prawdzie, nie mogę się doczekać!
Możliwe, że to tylko wyobraźnia Harry'ego, ale wydawało mu się, że McGonagall nagle zbladła.
***
W zwykłych okolicznościach, mecz zakończyłby się w mniej niż dziesięć minut. Drużyna Gryffindoru to była czysta magia. James, Syriusz i Remus byli znakomitymi Ścigającymi; ruszali się z łatwością, szybkością i gracją niczym dzikie zwierzęta jakie mieli w sercach. Harry oczywiście powrócił na swoją dawną rolę Szukającego. W czym co można nazwać przebłyskiem geniuszu, zadecydował by usunąć Jimmy'ego Peakesa i Ritchie Cootes z drużyny, a na ich miejsce wstawić Ginny Weasly i Demelze Robins jako nowych Pałkarzy. Było to lekko ryzykowne, by poprzedni Ściagający grali teraz jako Pałkarze, ale działało to wyjątkowo dobrze. Demalza, która zawsze była lekko zaniepokojona na myśl bycia uderzoną przez nieuczciwe Tłuczki, okazała się być raczej biegła w rzucaniu nimi w przeciwną drużynę, a Ginny z pewnością nie była osobą która dałaby uciec komukolwiek z przeciwników bez szwanku. Właściwie, myślał Harry, wyglądała jakby szczególnie trzymała się tej zasady w kierunku płowowłosego Szukającego Slytherinu.
Mimo przyzwoitych graczy jak Urquhart i Vaisey, drużyna Ślizgonów nie miała żadnych szans przeciwko nowym Gryfonom - gdyby nie fakt, że Szukający Slytherinu grał z umiejętnościami które graniczyły z nadprzyrodzonymi.
- Kolejny niesamowity ruch Gryffindoru! - rozległ się entuzjastyczny akcent McGonagall przez głośnik - Panna Weasley wysłała lecącego Tłuczka - wygląda na to, że trafi w głowę Szukającego Slytherinu. Nie - zboczył z drogi w ostatnim momencie. Niesamowicie dziwne! Panna Weasley musiała za mocno zakręcić Tłuczkiem. Chwila, chwila! Panna Weasley składa skargę do sędziego. Czy coś nie tak z Tłuczkiem? Nie, Profesor Snape zaprzeczył obecności jakiegokolwiek faula; mecz jest kontynuowany. Oh, droga Panna Weasley nie zamierza się kłócić z sędzią, prawda? Szukający startują - czy wypatrzyli Złotego Znicza? Szukający Slytherinu osiąga niesamowitą prędkość... ale Pan Potter ruszył w gorący pościg. Zobaczyli Złotego Znicza! Zobaczyli Złotego Znicza! - głos McGonagall podniósł się do rozgorączkowanego tonu - Oby dwoje sięgają po... O rany - nadchodzi kolejny Tłuczek od Panny Weasley! Na rany Merlina! Roztrzaskał miotłę Szukającego Slytherinu! Szukający zaraz spadnie, zaraz... Nie, moment. Szukający Ślizgonów... nadal lata? Jak to w ogóle możliwe, kiedy jego miotła jest w połowie złamana? Nigdy czegoś takiego nie widziałam!
Harry mógł słyszeć okrzyki i wycie tłumu pod nim, które rosły, gdy Tom przyśpieszył w stronę złotego mignięcia. Pochylił się do przodu na kijku, próbując wydobyć jeszcze większą szybkość z miotły. Gdzieś z daleka za nim słyszał głos ojca:
- Łap go Harry! Łap Znicz! - Harry mógł wyczuć Toma lecącego obok niego, tak blisko, że niemal czuł ciepło jego ciała.
Ręką chłopca zacisnęła się na trzepotliwym Zniczu - tak samo dłoń Riddle'a. Dwóch Szukających spojrzało sobie w oczy.
- Puść Znicz, Harry! - w srebrnych oczach Toma tańczył śmiech - Jesteś fantastyczny graczem, ale dobrze wiesz, że jestem znacznie silniejszy niż ty!
Harry zacisnął dłoń mocniej na Złotym Zniczu.
- Nie, nie jesteś.
Oczy Riddle'a zwęziły się.
- Puść go, Harry! - jego głos zmienił się w uwodzicielski szept - Puść go, moje kochanie...
- Ty go puść! - Harry poczuł przyjemny dreszcz po kręgosłupie, gdy usłyszał głos Toma, ale mimo to nie zamierzał puścić Złotego Znicza.
- Na Merlina, co się tam dzieje? - głos McGonagal brzmiał na poruszony - Czy to możliwe-? Tak! Obu Szukających złapało Złoty Znicz w tym samym czasie! W całym swoim życiu nigdy nie wiedziałam takiej sytuacji!
Ostry gwizd gwizdka wybrzmiał, a Tom i Harry, powoli opuścili się na ziemię, nadal trzymając mocno złota kulkę w swoich prawych rękach.
Zmieszany mamrot rósł wśród tłumu;
- Kto wygrał? Który Szukający złapał Znicz pierwszy?
- Proszę się odsunąć! - Snape szedł szybko przez boisko i gracze odsunęli się by go przepuścić. Nauczyciel zatrzymał się przed Szukającymi i jego czarny wzrok prześlizgnął się po dłoniach zaciśniętych wokół Złotego Znicza. Lekki cień, który mógł przypominać mały uśmiech pojawił się na moment na jego twarzy.
- Cisza! - skrzeknęła McGonagall i cisza zapadła w tłumie - Sędzia zamierza coś ogłosić.
- Proszę podajcie mi Znicz - powiedział spokojnie, a Harry i Tom oddali mu złotą piłeczkę i czekali bez tchu.
Snape wyciągnął różdżkę z kieszeni jego ciemnych szat.
- Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że to remis, ale jak wiecie Złote Znicze mają swoją pamięć. Sam Znicz nam powie, który z Szukających dotknął go pierwszy. - wymamrotał szybko zaklęcie i Harry mógł zobaczyć jak małe, świecące literki formują się w słowo na złotej powierzchni Znicza. Snape wpatrywał się w litery przez moment, niewzruszony. Potem powiedział cicho - Wynik jest jasny. Po raz pierwszy w odnotowanej nam historii Quidditcha, obu szukających złapało go dokładnie w tym samym czasie. Punkty za złapanie Złotego Znicza w związku z tym zostaną przyznane po ich równym podzieleniu; 75 punktów dla Slytherinu i 75 punktów dla Gryffindoru - Severus westchnął głęboko - Ponieważ dom Gryffindoru zdobył sześć goli do zera Slytherinu... - pokręcił głową z żalem, kiedy spojrzał na trójkę Ścigających Gryffindoru - Gryffindor wygrywa mecz 135 punktów do 75.
McGonagall powtórzyła wynik i fani Gryfonów oszaleli. James, Syriusz i Remus zarzucili ramiona wokół Harry'ego i zaczęli krzyczeć ochryple. Nawet Severus uśmiechnął się delikatnie, kiedy obserwował tą czwórkę. Tom uścisnął dłoń każdemu z członków drużyny Gryffindoru, łącznie z Ronem, który skrzywił się trochę.
Snape kiwnął Riddle'owi lekko.
- Dobra gra, panie Malfoy. - Tom ukłonił głowę z gracją.
- Dziękuję Profesorze.
Nagle, Severus zesztywniał. Jego czarny wzrok przeczesywał szybko zebrany tłum obserwatorów.
- Gdzie ona jest? - jego głos brzmiał na zachrypły - Harry! Minerwa! Gdzie jest Lily?
McGonagall, która nadal była zaczerwieniona z ekscytacji grą, obróciła się dookoła.
- Lily? Jest zaraz.. Merlinie. Ona była zaraz w pierwszym rzędzie. Jestem pewna, że wszystko z nią w porządku, Severusie. Pewnie zgłubiła się na moment w tłumie... - jej głos drżał delikatnie - Zaraz ją znajdziemy zobaczysz...
- Pan Harry Potter! - mały pierwszoroczny uczeń przepychał się łokciami przez tłum - Mam ważną wiadomość dla Pana Harry'ego Pottera!
- To musi być od niej... - Snape złapał pierwszorocznego za ramiona - Jaka jest ta wiadomość, chłopcze? Szybko, wypluj to z siebie! - mały uczeń spojrzał w górę na Mistrza Eliksirów z przerażeniem na jago małej piegowatej twarzy.
- Proszę pana, to jest... to jest tylko od dyrektor, Profesorze Snape.
- Od dyrektora? - zwykle blada twarz Snape'a teraz zmieniła kolor na szarą.
- Tak, proszę pana. - wyszeptał pierwszak - Dyrektor chce zobaczyć Pana Pottera natychmiast w swoim gabinecie - uczeń spojrzał na kawałek papieru w jego dłoniach - chciałby by wziął wraz ze sobą Pana Riddle'a.
* - miałam tu prawdziwą zagwozdkę, nie ukrywam. W oryginale to zdanie brzmi "Let the breath, which has fled like the wind, re-enter the body of the one I hold dear."co chyba miało się jakoś rymować, ale gdybym to przetłumaczyła 1:1 to ten rym by uciekł, więc postanowiłam to przetłumaczyć w ten sposób. Nadal oddaje znaczenie zdania oraz ważne jego elementy. A dla ciekawych tak by brzmiało dosłowne tłumaczenie: "Niech tchnienie życia, które uciekło niczym wiatr, ponownie wróci do ciała tego, które kocham".
Komentarze
Prześlij komentarz