Surrender: Rozdział 13 - Srebrna Łania

Witajcie, 
ten rozdział wyjątkowo mi popalił, przebrnięcie przez ten początkowy opis było dla mnie katorgą, ale mimo, że to była bardzo męcząca część do tłumaczenia (trudna raczej nie), to jest to chyba jeden z moich ulubionych chapterów. Możliwe, że znajdziecie z początku dużo jakiś literówek lub innych podobnych błędów, ale po prosto to lanie wody przez autorkę (inaczej tego nie nazwę) zakręciło mi w głowie, co również było powodem tak dużej obsuwy z planowanym publikowaniem rozdziału. No sześć akapitów o tym jak to Harry lubił pokój wspólny, tęsknił za rodzicami, oraz lubi się wpatrywać w ogień to zdecydowanie za dużo. Także jak ktoś nie lubi czytania takich opisów to może śmiało zacząć czytanie tej części od siódmego akapitu. Innym powodem opóźnienia było moje zdalne nauczanie, nauczyciele dali sobie na słowo honoru by zalewać nas pracami mocnej niż normalnie w szkole, a po posiedzeniach po 12 godzin dziennie nad lekcjami miałam zdecydowanie dość komputera, więc zwyczajnie psychicznie nie dawałam rady by tłumaczyć to opowiadanie. Za to dla lekkiej odskoczni zaczęłam autorskie opowiadanie Drugs!. Jest ono z Shingeki no Kyojin, a występujący tam parring to Ereri. Także jak ktoś lubi to serdecznie zapraszam.
A teraz kończę ja lać wodę i pozwolę wam już czytać ff (chociaż pewnie większość po prostu olała moje jojczenie :P )

Enjoy!

beta: bety jak zwykle brak, tym razem nawet w przypadku mojego chłopa


___________________________________________


Surrender - Rozdział 13

Srebrna Łania


To nie pierwszy raz kiedy Lily i James spędzali wieczór w pokoju wspólnym Gryffindoru wraz z Harrym; byli z nim tutaj przez te wszystkie lata. Ale teraz byli tutaj naprawdę.

Hogwart w głowie Harry'ego był jak zaczarowany wymiar. Nie tylko z powodu ruszających się schodów i mówiących obrazów, ale też dzięki temu, że jego rodzice, których nigdy wcześniej nie miał okazji poznać spędzili tutaj lata swojego życia.  James pewnie śmiał i potykał się biegnąc po schodach próbujących spłatać mu psikusa oraz unikał surowego wzroku Grubej Damy, który potem miękł spoczywając na delikatniej twarzy Lily. 

Harry często wyobrażał sobie rodziców żyjących tutaj; wiedział ich oboje jak w żywym kalejdoskopie snów, a tęsknota i smutek próbowały rozsadzić mu serce. Wyobrażał sobie swojego ojca, zwiniętego na podłodze przy kominku szepczącego coś do Syriusza, mówiąc o cudownej mapie,  którą próbowali stworzyć, a jego oczy lśniły psotnie. Harry wyobrażał sobie jak James i Syriusz rzucają się na wysiedziane fotele bez tchu, triumfalnie ,po świetnie wygranym meczu Quidditcha. Widział również Lily zasiadającą w wysokim i głębokim fotelu z wyblakłą tapiserią przedstawiającą jednorożca, a migoczące światło świec ciepło oświetlało jej twarz. Lubił myśleć, że uprzejmie rozmawia z jakimś bezimiennym uczniem u  jej boku, pocieszając go swoimi ciepłymi słowami.

Harry od zawsze uwielbiał dormitorium Griffindoru, z głębokimi karmazynowymi fotelami, łukowatymi oknami aż po sufit, które jakiś gotycki architekt musiał wybudować myśląc o sklepieniu niebieskim. W głowie chłopca ten pokój był centrum Hogwartu, był ciepłym, starożytnym i bijącym sercem. Tęskne wspomnienia o rodzicach Harry'ego wydawały się tutaj bardziej prawdziwe, wśród szkarłatnej tapeterii pokoju wspólnego Gryffindoru, niż gdziekolwiek indziej. Jego rodzice zawsze wydawali się dziwnie obecni w tym pokoju, mimo, że ich obecność nigdy nie była określona. Jego sny na jawie o rodzicach stworzyły dziwne zawieszenie w czasie i przestrzeni w jego głowie i wyobrażenie, że oni byli tutaj z nim stało się dziecinnie proste, jednocześnie jako szesnastoletnich uczniów jak on oraz jako znacznie starszych i mądrzejszych. Harry przez dłuższy czas wyczuwał ich wśród czerwieni i złota pokoju wspólnego Gryffindoru, nie jako duchy czy zjawy, a jako dziwne drżenie jego serca, za mało na sen i za dużo by to było tylko wspomnienie. Oni tutaj również spędzali czas ze swoimi przyjaciółmi i Harry miał wrażenie, że ich głos oraz śmiech nadal unosił się gdzieś w duszy tego pokoju.

Chłopak lubił wpatrywać się w palenisko pokoju wspólnego, wyobrażając sobie iskrzące płomienie jako latarnie morską, wołającą dusze jego rodziców jak i wszystkich Gryfonów zapamiętanych przez czas; Wróć i usiądź ze mną na moment. Jest tu pokój dla Ciebie, przy tym ogniu. Pewnie, czujesz to ciepło, które emanuje z płomieni, z płomiennego serca tego pokoju. Twojego pokoju. Naszego pokoju... Kiedy Harry zamykał oczy w Dormitoriach Gryffindoru, prawie mógł wyobrazić sobie daleki dźwięk śmiechu i głos rodziców płynący z ogniska.

Ale tego wieczoru oni byli tutaj,  już nie jako przelotna mara dzienna, ale naprawdę. Jego wzrok zatrzymał się łakomie na ich twarzach. Nie, nie dokładnie na ich twarzach, dzięki Eliksirze Wielosokowemu, ale w jakiś sposób to były ich lica. Oni byli tutaj. Jego rodzice byli tutaj. Być może, Voldemort był naprawdę najlepszym czarownikiem wszech czasów, jako Czarny Pan dokonał cudu przeistoczenia; sprawił, że marzenia Harry'ego stały się prawdziwe. Jego rodzice wykroczyli z cienia iluzji, która pochłonęła ich lata temu, teraz byli tutaj żyjący i oddychający, siedzący razem z nim w Pokoju Wspólnym, gdy tylko ich i Syriusza oraz Remusa przedstawił swoim przyjaciołom.

Potter obserwował bez tchu jak Ron z Hermioną, Nevillem i całą resztą wita Jamesa i Lily uściskiem dłoni w Gryffindorze. Tak zwyczajnie jakby byli zwykłymi nowymi uczniami, a nie jego rodzicami sekretnie przywróconymi do życia. 

Był lekki szmer zmieszania, logiczne, że nikt się spodziewał czwórki nowych Gryfonów w końcówce września - ale krótkie przedstawienie McGonagall było świetne. Bez żadnych powiedzianych wprost kłamstw, jakoś udało jej się przekonać, że czwórka nowo przybyłych do teraz uczyła się w domu, dopóki ich rodzice nie zbuntowali się przeciwko Czarnemu Panu, a oni zostali narażeni na uwagę śmierciożerców. Profesor McGonagall nigdy nie przedstawiała innych uczniów ten sposób, to i tak pozostawiła Gryfonów z wrażeniem, że czwórka tych młodych czarodziejów została wysłana do Hogwartu by byli bezpieczni, kiedy ich rodzina bohatersko walczy przeciwko mrocznym siłom.

- Czarny Pan może być bliżej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać- skończyła McGonagall raźnie, bez śladu ironii w jej głośnie. Harry uśmiechnął się odrobinę.

- Tak w ogóle, gdzie jest Tom? - szepnęła do ucha syna Lily.

Harry odszeptał:
- W dormitoriach Slytherinu, śniąc o diabolicznym planie dręczenia Dumbledore'a w nadchodzących dniach. Przyjdzie do nas później, nocą, kiedy reszta będzie spała.

Evans rozejrzała się po pokoju.
- Nigdy nie myślałam, że znów zobaczę pokój wspólny Gryffindoru - powiedziała spokojnie, mimo to jej głos lekko drżał - I, że będę tu z Tobą - łzy zabłyszczały w jej oczach kiedy patrzyła na Harry'ego, delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. Nagle zmarszczyła brwi.

- Oh - zabrała szybko dłoń - Wydaje mi się, że ta dziewczyna niezbyt lubi kiedy Cię dotykam, Harry. Widziałeś jej twarz? Biedna istota, czyżby się w Tobie podkochiwała?

Chłopak podążył za jej spojrzeniem i zobaczył Ginny skuloną na siedzeniu na oknie. Ginny wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę i wyraz jej oczu sprawił, że coś skręciło się boleśnie w jego sercu.

- Podejrzewam, że może tak być - wyszeptał.

- Biedactwo. Wie o Tobie i Tomie? Znaczy... o Draco?

- Nie jestem pewien. - Harry poczuł jak jego policzki zapiekły - Wydaje mi się, że powinien jej powiedzieć. Ja... Ja po prostu nie wiem jak. Nigdy nic nie mówiła o tym, że mnie lubi, ona po prostu ciągle się na mnie patrzy. Tak jak teraz.

- Może ja powinnam z nią porozmawiać - powiedziała miękko - Wygląda jakby potrzebowała przyjaciółki, biedactwo. Jak ma na imię?

- Ginny Weasley - wymamrotał Harry - Jest siostrą mojego przyjaciela Rona. Uratowałem ją od... cóż, od Toma... kiedy byłem na drugim roku i wygląda ma to, że mocno jej tym zaimponowałem. Chyba zbyt mocno.

- Weasley? -     Lily uśmiechnęła się - Zawsze lubiłam Weasleyów. Molly i Artur byli co prawda starsi od nas, ale James i ja znaliśmy ich z Zakonu Feniksa, w czasach kiedy byłam młoda i zbyt naiwna, i ufna by zauważyć, że Albus Dumbledore to obłąkany maniak. Zawsze zastanawiałam się nad jego migoczącymi oczami, nawet teraz. To musi być córka Molly i Artura, tak?

Potter pokiwał głową w ciszy, a kobieta dyskretnie skierowała się w stronę Ginny. Harry nie mógł usłyszeć co mówią, ale nie potrzeba było długo by plotkowały ze sobą jak dobre przyjaciółki. W jakiś sposób ich nagła przyjaźń sprawiła, że Harry czuł się jeszcze mniej komfortowo ze sprawą Ginny niż wcześniej. Co on sobie myślał by mówić takie rzeczy swojej mamie? Słodki Merlinie, czy Ginny teraz płacze? Nie, jego matka jakoś sprawiła by przestała.

Skierował swoją uwagę na ojca, który z zapałem rozmawiał z Ronem i Nevillem. Harry wyłapał kilka urywków rozmowy, coś na temat Quidditcha na pijanych hipogryfach. Syriusz przerywał mu od czasu do czasu, a Ron śmiał się do utraty tchu.

A gdzie był Remus? Rozmawiał z Hermioną o... programie nauczania szóstego roku? Delikatny uśmiech zawitał na zwykle poważnej twarzy Remusa, kiedy przyjaciółka powiedziała z goryczą:
- Niestety, nie mieliśmy zbyt dobrego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią od naszego trzeciego roku.

- Naprawdę? - zapytał cicho wilkołak - To wielka szkoda.

James i Syriusz słysząc to odwrócili się w ich stronę i przeszli się od niechcenia w stronę Hermiony i Remusa mając ręce w kieszeniach.
- Czyli nie masz nic przeciwko gdybyśmy mieli innego nauczyciela? - zapytał lekko Black.

Gryfonka zarumieniła się odrobinę.
- Oh, nie miałam na myśli by krytykować Profesora Snape'a. Jest świetnym człowiekiem, oczywiście. Ma bardzo dużą wiedzę. Po prostu...

- Powiedziałaś Profesor Snape? - Lily i Ginny dołączył do grupy - Wydaje mi się, że mieliśmy z nim zajęcia tego ranka. O czym o nim mówiliście? - zapytała miękko Lily.

Hermiona skręciła się w środku.
- On... cóż, Profesor Snape jest raczej surowym nauczycielem. Trzyma wszystko na bardzo wysokich standardach i...

-... i jego bogin to butelka szamponu. - wcięła się Weasleyówna wesoło. W tym momencie się uśmiechała, ale nadal w jej głosie było wyczuwalne lekkie drżenie. - Snape jest bestią z ciemności i mroku, która karmi się strachem uczniów Gryffindoru. Krążą plotki, że jest bezbożnym potomkiem dementora i inferiusa. 

Lily wyglądała na zszokowaną, a James i Syriusz wybuchnęli salwą śmiechu. Wpatrywali się w Ginny zachwyceni.

James zwrócił się do syna:
- Kim jest ta czarująca istota, Harry? Twoja przyjaciółka, tak? Czemu mnie nie przedstawisz?

- To Ginny Weasley - wymamrotał Harry - a to... emm... Jim Prongs.

James załapał dłoń Ginny
- Miło mi Cię poznać, Ginny. Weasley, tak? Słyszałem o twojej rodzinie oczywiście - cudowni ludzie. Widzisz, mój przyjaciel...eee... Cyngus - kiwnął głową na Syriusza - i ja zamierzamy się wyślizgnąć z rana i zagrać odrobinę w Quidditcha. Chciałabyś popatrzeć?

Ginny studiowała jego twarz przez chwilę, następnie powoli pokiwała głową.
- Okej, ale nie przyjdę tylko by oglądać. Zagram z wami co więcej zamierzam was ograć, tak żebyś wiedział.

- Grasz w Quidditcha? - James wpatrywał się w Ginny z zachwytem na twarzy - I masz rude włosy.

- Co moje włosy mają do tego? - rzuciła.

- Nic - powiedział szybko - Lubię po prostu rude włosy. Bardzo lubię.

- Ginny jest znakomitym graczem - wtrącił szybko Harry - Mimo, że jest dopiero na piątym roku, co oznacza, że ma piętnaście lat...yyy Jim.

- Cóż, mam czas. - powiedział James ciepło, a jego tęskny wzrok spoczął na płomiennych włosach dziewczyny - Więc, Ginny, to co mówiłaś o Profesorze Snape'ie...

***

- Jak poszło spędzanie wieczoru z twoimi rodzicami i ojcem chrzestnym? - Tom pocałował go delikatnie - Czy było to wszystkim czego pragnąłeś, kochanie moje?

Harry westchnął z zadowoleniem i zawinął swoje ramiona w okół Toma
- Było idealnie. Chciałbym by zostali ze mną w Hogwarcie na zawsze.

Riddle zakopał swoje usta we włosach Harry'ego
- Na zawsze?  Wydaje mi się, że to mogło by być trochę za dużo do wytrzymania dla biednego Severusa.

***

- Czterech nowych uczniów? Przyjeżdżających po rozpoczęciu semestru?  Bardzo... niepokojące. - czarne oczy Snape'a zatrzymały podejrzany wzrok na czwórce nowych uczniów z tyłu sali.

- A nie jest? - Syriusz rozpromienił się, a James u jego boku zachichotał. Remus jedynie westchnął i potrząsnął głową.

- I cała czwórka trafiła do Gryffindoru. To bardzo wygodne - głos Snape'a był mrożący. Spojrzał do pergaminu trzymanego w dłoni - Spójrzmy. Jim Prongs. Cyngus Grey. Lionel Wolfie. Calla White - lekki grymas przemknął po jego bladej twarzy - Jest coś w tym imionach... Coś prawie, że znajomego... Nie, nie mogę dokładnie tego określić. Ale możecie być pewni, że będę się wasze czwórce szczególnie przyglądał - zmarszczył brwi - Jakieś dodatkowe informacje pojawiły się na liście? Nie było ich tu wcześniej. Wygląda na to, że jest reklama... szamponu?

Ledwie słyszalny chichot rozsiał się po klasie, James i Syriusz szybko przywdziali niewinną minę. Snape wpatrywał się w nich.
- Profesor McGonagall poinformowała mnie, że wasza czwórka wcześniej miała nauczanie domowe, więc przypuszczam, że nie mieliście styczności z Czarną Magią i nie wiele o niej wiecie.

- Czarna Magia? - James spojrzał się na niego ze zdziwieniem - Oh, cały czas myślałem, że będziesz nas uczył Obrony Przed Czarną Magią, Profesorze! Mój błąd, nie zauważyłem Mrocznego Znaku. 

Severus patrzył na niego lodowato, szybko poprawiając rękaw, mimo, że i tak już sięgały do nadgarstków.
- Czyżby to kolejny zabawny Gryfonek wśród nas.  Dziesięć punktów od Gryffindoru, za twoją bezczelność panie Prongs. Oraz szlaban tego wieczoru. - w jego czarnych oczach krył się niebezpieczny błysk.

- Oh, wydaje mi się, że mój przyjaciel nie chciał być bezczelny, Profesorze, - powiedział spokojnie Syriusz. Jego szare oczy błyszczały - Pewnie się przejęzyczył. On po prostu ma tendencje do odwracania rzeczy do góry nogami*, nieprawdaż Jim?

- Wiele rzeczy wygląda tak ciekawiej - odparł lekko, a Syriusz stłumił chichot.

- O czym wy mówicie...? - w głosie Snape'a było słychać lekkie wahanie.

- Oh, to nic - Naprawdę zamierzasz odebrać Gryffindorowi punkty za zwykłą pomyłkę, Profesorze? Nie zamierzam się z tego powodu posmarkać**, ale...

- Zostaw go w spokoju - wysyczała Lily. Jej twarz była pełna złości - Serio, czy ty nie możesz go nigdy zostawić w spokoju? 

Severusa zmroziło. Stał bez ruchu przez dłuższą chwilę, po prostu gapiąc się na Lily, a jego twarz była bielsza niż śnieg.

- Czy wszystko w porządku, profesorze? - zapytała spokojnie Hermiona.

- Słucham? - Snape powoli zwrócił wzrok w jej stronę.

- Źle się czujesz profesorze? - Hermiona wstała - Potrzebujesz bym poszła po pielęgniarkę? 

- Nie - potrząsnął głową - Nie, jest w porządku, ja po prostu... - przez chwilę wyglądał na zgubionego. Potem wyszeptał - To nic. Jestem pewien, że to nic takiego... Nie może być...

Zasłonił oczy dłonią na moment
- Zacznijmy więc lekcje. - w jego głosie nadal było delikatne drżenie - Otwórzcie proszę książkę na rozdziale o patronusach...

Szelest papieru rozniósł się po klasie.

- Więc, nie spodziewam się by wiele z was było w stanie opanować to skomplikowane zaklęcie, zwłaszcza, że wymaga ono pełnego skupienia umysłu, a niektórym tego brakuje. Kto może mi powiedzieć czym dokładnie jest patronus?

Dwie ręce wystrzeliły równocześnie w górę. Jak zwykle, Snape udawał, że nie widzi dłoni Hermiony
- Nikt? Co za szkoda. Oh... - zauważył kawałek uniesionej dłoni Lily - Panna... White? - upewnił się patrząc na pergamin przed nim.Wtedy delikatny rumieniec przemknął po jego twarzy - Panna Calla White? Niespotykane imię... - ciemne spojrzenie przejechało po twarzy Lily.

- Calla to nazwa lilii - powiedziała miękko.

Severus stał chwilę patrząc się na nią, a potem pokiwał głową powoli.
- Tak, wiem... - jego głos był ochrypłym szeptem.

- Patronus - zaczęła Lily również patrząc na nauczyciela - jest widzialną manifestacją najprawdziwszej i najpotężniejszej części naszej duszy. Przybiera formę zwierzęcia która najlepiej reprezentuje właściciela patronusa. 

- Poprawnie - sapnął. Było coś dziwnego w jego ciemnych oczach - To jest... poprawna odpowiedź. Dwadzieścia... dwadzieścia punktów dla Gryffindoru.

Zmieszany szmer przebiegł po klasie. Neville pociągnął Harry'ego za rękaw
- Harry. Wydaje mi się, że to nie jest Profesor Snape. Właśnie dał dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! Może to jakiś śmierciożerca w przebraniu... Powiem Ronowi i Seamusowi i razem oszołomimy go kiedy policzę do trzech, dobrze?

Harry zaśmiał się.
- Wszystko w porządku Neville. To na pewno Profesor Snape, obiecuję. 

Neville nadal wyglądał na zmartwionego
- Ktoś rzucił na niego Imperiusa?

Harry przyglądał się Snape'owi którgo ciemne oczy cały czas spoczywały na twarzy Lily.
- W pewnym sensie...

- Wiesz zatem jak przywołać  patronusa, panno White? - Snape wpatrywał się w nią uważnie.

Pokiwała głową i wyjęła swoją różdżkę, Severus głęboką wciągnął powietrze.

- Twoja różdżka... jest zrobiona z wierzby - jego głos był ledwie słyszalny. Evans uśmiechnęła się do niego.

- Tak - powiedziała prosto - jest z wierzby.

- Czy byłabyś w stanie wyczarować patronusa dla mnie? - w jego głosie była dziwna prosząca nuta - Proszę, potrzebuję wiedzieć...

- Expecto Patronum - powiedziała, jej czysty głos zadzwonił po klasie. Przepiękna srebrna forma wyskoczyła z jej różdżki, a Snape upadł na kolana kiedy błyszcząca łania przebiegła w okół klasy. Nagły szloch uciekł z jego ust, Lily obróciła się w jego stronę zaskoczona.

Łzy spływały po jego twarzy
- To ty... - wyszeptał - To naprawdę Ty, Lily. Oh, jeśli to sen, niech nigdy się nie kończy - złapał za swoją własną różdżkę, a jego usta poruszyły się delikatnie. Kolejna srebrna łania podbiegła by przywitać się z pierwszą. Evans wpatrywała się w oba patronusy, a na jej w twarzy pojawił się lekki rumieniec. 

James spojrzał na patronusa Snape'a i uniósł brew
- Kolejna łania? Oh, powinien się domyślić, Severusie. Nigdy się nie poddajesz, co?

Były ślizgon wpatrywał się w Jamesa przez dłuższy moment.
- Jest w porządku James. Wiem, że ona nadal jest twoja. - dziwny cień pojawił się na jego twarzy.

- Czasami - zaczęła Lily - rzeczy się zmieniają, Severusie.

- Co się tu dzieje? - wyszeptała Hermiona - Nic nie rozumiem...

- Ale Dumbledore zrozumie, jak tylko uczniowie będą plotkować o dziwnym zachowaniu Profesora Snape'a na lekcji. - Tom zerwał się na nogi z różdżką w dłoni - Obliviate! - szybko wskazał różdżką po kolei na każdego ucznia w sali, szepcząc zaklęcie. Riddle był na tyle szybki, że nikt nie był w stanie zrozumieć co się dzieje. 
- Wydaje mi się, że to wszyscy Harry, oprócz czwórki naszych nowych Gryfońskich przyjaciół i Severusa. Oh i pominąłem też twoich przyjaciół Hermione i Rona również. Chcę byś ty wykonał tą decyzję, kochanie.

- W porządku - powiedział miękko - Myślę, że to czas by się dowiedzieli Tom.

Hermiona wpatrywała się w Toma z otwartymi szeroko oczami
- Kiedy nauczyłeś się rzucać zaklęcie modyfikujące pamięć, Draco? I dlaczego Harry nazywa Cię "Tom"? I od kiedy twoja różdżką jest zrobiona z... - urwała nagle i złapała za swoją różdżkę, ale Harry szybko powiedział
- Spokojnie Hermiono. On jest Tomem, już nie Voldemortem.

- Imię Draco to Tom? - Ron zamrugał powoli.

Harry wyjął Mapę Huncwotów z kieszeni 
- Spójrz Hermiono. Mapa pokaże prawdę. Patrz tutaj, nie jest już Voldemortem, a Tomem Riddlem. I złożył Wieczystą Przysięgę by mnie nigdy nie zranić.

Granger gapiła się na mapę.
- Więc, to nie jest Draco... Tylko Tom Riddle? To był on, cały czas, aż od tego lata? Ale już... nie jest Sam-Wiesz-Kim?

Harry pokiwał głową zgodnie.
- Dokładnie. I udało mu się przywołać moich rodziców i Syriusza. Spójrz, oni też są na mapie...

Tom złapał za rękę chłopca
- Okej, czas znaleźć bardziej prywatne miejsce do rozmowy. Ronie, Hermiono, Jamesie, Syriuszu, Remusie...Gdzie się podział Severus i Lily?

James wzruszył ramionami i uśmiechnął delikatnie.
- Zniknęli. Najwidoczniej maja wiele zaległości do nadrobienia. Dziwne, on jest nadal zauroczony w niej po tylu latach! - pokręcił głową - I dziwne, że ona nadal chce z nim być. Oh, cóż, jak widać niektórzy są bez smaku. Przynajmniej Gryffindor zyskał dziesięć punktów. 

- Pokój Życzeń - rzucił krótko Harry i wyprowadził przyjaciół z sali - Mamy parę rzeczy do pogadania z wami Ronie i Hermiono.

- Nie rozumiem nic tego - Ron spojrzał niepewnie na Jamesa kiedy tylko opuścili pokój pełny oszołomionych szóstorocznych uczniów.
- Czy ktoś mógłby proszę wytłumaczyć mi co się tu dzieje?

- Nie przejmuj się - James wyszczerzył się do niego - Wszystko Ci wytłumaczę. Wydaje mi się, że sam już sobie to poukładałem. Wiesz, że Lucjusz Malfoy to tak naprawdę ojciec Voldemorta...


___________________________________________

* - nawiązanie do jednego z przykrych żartów jakie James wykonał na Snapie w młodości
** ang. snivel - ma to więcej sensu po angielsku. To nawiązanie do przezwiska "Smarkeus" które po angielsku brzmi Snivellus. Snivel które zostało użyte w opowiadaniu powinno mieć tłumaczenie mazgaić, szlochać etc... Ale uznałam, że posmarkać lepiej odda tą grę słów. 

Poprzedni rozdział | Następny rozdział

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shattered Souls: Rozdział 12

Shattered Souls: Rozdział 14

Surrender: Rozdziały 1 - 10