Shattered Souls: Rozdział 4

Witajcie!
Nie było mnie łohoho i jeszcze trochę, ale zapewne nie tylko dla mnie rok 2021 był co najmniej pełen wrażeń.
Ten rok nie szykuje się by być inny, a właściwie jeszcze mocniejszy, więc jako odpowiedzialna osoba, kiedy mam dużo obowiązków to...
Dokładam sobie więcej.
Także będąc w trakcie przeprowadzki, szukania roboty, nauką przed maturą podjęłam się by powrócić przynajmniej na moment do jakiejś aktywności względem fanfików.
Odnośnie rozdziału - ten rozdział ma bardzo lekką końcówkę, która mnie przy pierwszym czytaniu ff bardzo rozbawiła. Wierzę i z wami tak będzie. 
Powiedziałabym, że lekko mi się tłumaczyło ten rozdział, ale tak jest w przypadku całego tego opowiadania. Jest pisane dosyć prostym angielskim, więc jeśli ktoś chciałby spróbować i podszlifować język, to wydaje mi się, że ten fanfik będzie dobrym początkiem,
Zapraszam do czytania.

Enjoy!

beta: (jak zwykle) brak


Rozdział 4

Harry wiedział, że śni, ale wiedział również, że to nie jest zwykły sen. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Był w jakiejś grocie, mógł czuć twarde kamienie na swoich odsłoniętych plecach. Jego ręce były skute wysoko na głową, przymocowane na metalowym haku w kamiennej ścianie za nim, a on sam próbował się uwolnić.

Było strasznie zimno, tak zimno, że jego oddech zmieniał się w srebrzystą mgiełkę. Trzęsąc się i zgrzytając zębami spojrzał w dół swojego ciała i z przerażeniem odkrył, że jest zupełnie nagi. Odkryty. To nie będzie dobry sen. Próbował się jakoś obudzić, wizualizując swoje ciepłe łóżko w Norze, ale nic się nie działo. Ta pieczara nie chciała zniknąć. Gdyby tylko miał różdżkę...

- Szukasz tego, Potter? - zasyczał niewidzialny głos. Niewidzialny, ale nie nieznany. Harry nie mógł określić z której strony od dochodzi, więc zaczął wpatrywać się w każdą stronę jaką mógł objąć wzrokiem. 

Delikatna mgła pojawiła prawie kilka centymetrów przed jego twarzą, by stać się solidną posturą po chwili. Voldemort stanął przed, pomarszczony stary mężczyzna, który trzymał w sękatych kostkach różdżkę Harry'ego. Obserwował go swoimi czerwonymi oczami, oblizując suche, łuszczące się usta. Ledwie mógł patrzeć na tą obrzydliwą kreaturę która stała przed nim.

- To tylko sen - powiedział do siebie - Moja różdżka jest nadal na Privet Drive.

Voldemort zarechotał
- Tak ci się wydaje, chłopcze? - wysyczał - Głupi mugole. Twój wujek, nie zrobił tego tak dobrze jak chciałem, Potter. To zawsze troszkę ryzykowane kontrolowanie mugoli z tak dużego dystansu. Imperius jest wtedy nie do końca sprecyzowany, ale oh, taki piękny.

Harry gapił się na niego.
- To byłeś ty! Ty sprawiłeś, że mój wujek zrobił... zrobił te rzeczy?

- Oczywiście, myślisz, że sam by o tym pomyślał?

- Ale bariery! Moja ochrona! Nie możesz mnie tam zranić! Więzi krwi!

- Tc, tc, mój chłopcze - zacmokał - nigdy się nie nauczysz? Ta cała ochrona zniknęła w momencie kiedy zaczęliśmy dzielić krew. Ta noc na cmentarzu, od niej twoja krew płynie w moich żyłach, pamiętasz?

Oh, Harry dobrze to pamiętał. Pamiętał Cedrica leżącego bez życia na trawie. Pamiętał tego zdrajce, Glizdogona który go pociął. Pamiętał krew i ból oraz wiele innych rzeczy, i żadna z nich nie była przyjemna.

- Niestety, Harry, twoja krew nie wystarczy. Mam ciało, tak, ale jak widzisz to ciało starca, nie pasuje do mnie. Potrzebuję czegoś więcej niż twoja krew. Potrzebuję twoich sił życiowych Harry, taką prostą rzecz miał przynieść mi twój wuj. Próbka twojej esencji nie powinna być taka trudna do zdobycia?

- Mojej... mojej... esencji? - zapytał bezbarwnie.

- Tak, Potter. Twoje siły życiowe, twoja esencja. Bez tego pozostanę w tym kruchym ciele, a moje plany zostaną udaremnione zanim się zaczną. Potrzebuję być znowu młodym. Znowu silnym.

- Potrzebujesz więcej krwi? - Harry nie był pewnie czy mógłby znieść kolejną kradzież krwi przez tą podłą kreaturę. Wciąż było mu trudno myśleć o Voldemorcie jak o człowieku.

- Oh, nie, Potter. Mam wystarczającą krwi w żyłach dla moich celów. Potrzebuję czegoś innego od ciebie.

Harry wpatrywał się w niego, powoli realizując sobie co dokładnie Voldemort chce od niego. 

- NIE!

- Oh tak, drogi chłopcze. Potrzebuję twojego nasienia.

- NIE! Nie dam ci tego zrobić! - zaszamotał się, próbując wyrwać z kajdan, ale jedyne co mu się udało osiągnąć to zadrapane nadgarstki i obolałe ramiona.

- Drogi chłopcze - zaczął Voldemort unosząc jego brodę i ściskając ją mocno, w okropnej parodii gestu kochanków - czy dałem Ci w jakimkolwiek miejscu wrażenie, że masz wybór?

- NIEEEE! - wykrzyczał i obudził się ze snu. Spocone koce były zawinięte w okół jego nóg i skopał je panicznie by uwolnić siebie. Jego blizna paliła żarliwie czoło i przez chwile myślał, że jest chory. To tylko sen, próbował sobie wmówić, gdy bicie serca uspokoiło się odrobinę. Tylko sen, mimo, że tak bardzo prawdziwy.

- Harry? Wszystko w porządku? - ziewnął Ron, trąc śpiące oczy.

- Tak, to tylko koszmar - odparł, gdy tylko położył koce obok i spróbował wstać. Został jednak zatrzymany przez zaalarmowany krzyk Rona.

- Harry! Czy to siniaki? - sapnął rudzielec. Na początku Potter był zmieszany. Przecież spał w koszulce, nie ma możliwości by Ron zobaczył jego sińce na plecach i ramiona.

- Twoje nadgarstki, Harry! Spójrz na nie! - czując się słabo posłuchał przyjaciela. Nadgarstki miały czerwone i fioletowo-żółte obrzęki. Zupełnie jakby walczył z kajdanami lub łańcuchami.

To nie możliwe.

To był tylko sen.

Był nim, prawda?

Wpatrywał się mocno w swoje dłonie, jakby od wystarczająco długiego patrzenia miały same dać odpowiedź. Sen był prawdziwy? Voldemort mógł to zrobić przez sen. Stwierdził, że ma nadzieję, że nie będzie musiał już nigdy spać.

- Ron? - zabrzmiało pukanie do drzwi, a potem Molly Weasley powiedziała - Harry? Już nie śpisz? Profesor Snape już jest by się z tobą zobaczyć.

- Tak szybko? - Potter zobaczył jak oczy Rona rozszerzają się w zaskoczeniu, kiedy zdał sobie sprawę, że Harry oczekiwał Snape'a

- Wiedziałeś, że przyjdzie? Co chce od ciebie?

- Nie jestem pewien - odparł - pewnie coś z lekcjami oklumencji. 
Czemu Snape przybył tak wcześnie? Nie spodziewał się go widzieć, aż do małżeństwa - ślubu - ceremonii. Jak to nazwać kiedy dwóch czarodziejów się... żeni? Nie miał pojęcia czemu naprawdę był tutaj Snape, ale mógł przypuszczać, że to nic dobrego.

Molly weszła do pokoju, nie martwiąc się kolejnym pukaniem, oczekując, że wcześniejsze ostrzeżenia wystarczyły.
- Ron, twój ojciec zabiera ciebie i Ginny na Pokątną po rzeczy do szkoły. Zrobiłam listę więc możesz wziąć również dla Harry'ego.

Ron gapił się na matkę, potem na Harry'ego i potem znowu na nią.
- Harry nie idzie z nami?

- Nie, Harry jeszcze nie jest zdrowy, po za tym musi się spotkać z Profesorem Snape'em. 

- Czemu? - zażądał odpowiedzi - Czemu Snape nagle się zainteresował Harrym?

- Profesor Snape, - upomniała go - I to nie jest twoja sprawa Ronaldzie Weasley! A teraz pośpiesz się i ubierz! Twój ojciec czeka i śniadanie wystygnie! 

- Dobra, dobra - wymamrotał, szarpiąc się z łóżka do szafy.

- Harry, kochaneczku - zaczęła - Może weźmiesz prysznic przed śniadaniem? Potem... potem możesz zobaczyć się z Profesorem Snape'em - oczy Molly były wilgotne, jakby miała zaraz się rozpłakać.

- Em, dziękuję Pani Weasley. Tak zrobię. - zastanawiał się, czy celowo dała mu trochę czasu na przygotowanie się, zanim będzie musiał stawić czoła Snape'owi. Lubił myśleć, że tak było.

Dwadzieścia minut później, czuł się odświeżony, po gorącym prysznicu. Wytarł włosy do sucha w ręcznik i spojrzał z rozpaczą na swoje ubrania które nosił poprzedniego dnia. Nawet zwykłe spojrzenie, przypomniało mu od wydarzeniach ze wczoraj, aż kolana zaczęły się pod nim uginać.

Nie było nic innego niż to. Musi założyć te rzeczy,  reszta jego ubrań nadal jest uwięziona na Privet Drive. Musiał założyć tą podarta koszulkę i jeansy, które w umyśle chłopaka nadal miały zapach Vernona. W momencie kiedy chciał złapać w dłoń stare ciuchy, one zniknęły. W zamian pojawiły się kilka sekund później para czarnych spodni, biała koszula i czarna szata. Na stosie tych ubrań leżała notatka.

Harry, kochanie, pomyślałam, że te ubrania będą bardziej komfortowe

Skąd wiedziała? Czy Molly Weasley jakoś odgadła co stało się miedzy nim a Vernonem? Przecierając twarz dłonią, złapał okulary z etażerki zanim skończył się ubierać.

Wszystko pasowało idealnie, nawet szata. Większość szkolnych szat Harry'ego była odrobinę za długa i musiał je skracać magią. Te były pasujące. Rękawy sięgały delikatnie za nadgarstki, zasłaniając sińce. Zastanawiał się czemu mu tak zależy, by nikt się nie dowiedział, co zaszło wczoraj, ale nie zamierzał tego rozpamiętywać.

Musi się spotkać twarzą w twarz ze Snape'em

Zaraz po szybkim śniadaniu złożonym z tostów i herbaty (które zjadł tylko i wyłącznie, ponieważ Molly wgapiała się w niego cały czas by być pewną, że zje cokolwiek), Potter wszedł do pokoju, który zapewne był salonem*. Harry nigdy nie był w nim wcześniej, w pokoju wisiał zapach stęchlizny, co oznacza, że sami Weasleyowie nie używali tego pokoju. 

Po obu strona kominka stały dwie sofy z prostymi oparciami z brązowej skóry. Promyk porannego słońca tworzył cień drobinek kurzu które wirowały w powietrzu jak niewidzialna bryza. Po jednej stronie kominka z dłońmi zaplecionymi za plecami stal Profesor Severus Snape. Jego oczy wpatrujące się w Harry'ego zwęziły się i Molly szybko zostawiła ich samych.

- Potter - warknął kiedy tylko kobieta zniknęła z zasięgu słuchu - Przypuszczam, że Dyrektor już ci mówił o tym idiotycznym planie?

- Idiotycznym? - powtórzył za nim i przełknął ślinę. Oh jeju. Nawet o tym nie pomyślał. On się zgodził by poślubić Snape'a, ale nie zastanawiał się co się stanie jeśli Snape, nie będzie chciał poślubić jego.
- Więc - więc nie zamierzasz przez to przechodzić? - zapytał Harry.

- Oh, bądź cicho, Potter! Zawsze mnie zachwyca ilość śmieci jaka wychodzi z twoich ust. Oczywiście, że zamierzam. Dyrektor przypomniał mi, że mam pewne - zobowiązania - przerwał i wbił wzrok w chłopaka, jego oczy jak węgiel, przeczesywały spojrzeniem młodszego czarodzieja.
- Przynajmniej twoje poczucie stylu się poprawiło.
 
Chłopak oddał spojrzenie, prosząc siebie by nie umknąć wzrokiem. Nie bał się (już tak bardzo) tego człowieka. Mistrz Eliksirów był jak zwykle odziany w czarne spodnie, białą koszulę i falująca czarną szatę. Harry, czego z początku nie zauważył, miał bardzo podobny strój co nauczyciel. Dopiero teraz zwrócił na to uwagę, byli ubrani praktycznie tak samo. Ubranie Gryfona było oczywiście mniejsze, Snape był wyższy od niego. Molly specjalnie wybrała takie ubrania widząc co na sobie miał Snape?

- Więc, Potter, skoro mamy przejść tę farsę, mam kilka podstawowych zasad. Masz jakieś zastrzeżenia?

- Nie.

- Świetnie. Po pierwsze. Robię to dla Dumbledora, nie dla ciebie. To będzie małżeństwo dla pozoru, jak to mugole mówią. Nie będzie żadnych cukiereczków i kochań czy deklaracji nieprzemijającej miłości, zrozumiałe?

- T-tak, proszę pana - wydukał Harry, zastanawiając się czy kiedykolwiek miałby tyle nerwów by odezwać się w ten sposób do Snape'a!

- Po drugie, nadal będziesz mnie nazywał Profesorem lub panem, ale pod żadnym pozorem nie nazywaj mnie moim imieniem.

 Tak, proszę pana - powiedział, tym razem bardziej pewny. To, że biorą ślub nie oznacza od razu, że wszystko ma się zmienić. Snape nadal będzie go traktował jak śmiecia, a Harry nic nie będzie mógł z tym zrobić. Nic nowego.

- Po trzecie, nikt, powtarzam: nikt nie będzie wiedział o tym, oprócz osób które już usłyszały o małżeństwie. Czwarte, będziesz traktowany dokładnie tak samo jak każdy inny mój uczeń.

Chłopak chciał otworzyć usta w proteście. Snape nigdy nie traktowała go tak samo jak innych uczniów. Jednak jedno spojrzenie zamknęło jego usta bez słowa. 

- Piąte, Dyrektor uważa, że powinieneś ponownie zacząć swoje lekcje Oklumencji i związał mnie z tym obowiązkiem. Uwierz, to nie był mój wybór, Potter. Nie waż się kiedykolwiek jeszcze raz spojrzeć w moją myślodsiewnię. Zrozumiano?

- Tak, proszę pana. - głos Harry'ego był nie wiele głośniejszy od szeptu - Przepraszam za myślodsiewnię. 

- Przepraszasz Potter? Przepraszasz, że pogwałciłeś moją prywatność? Przepraszasz, że naruszyłeś mój umysł? Myślisz, że przeprosiny tak po prostu to załatwią? Że, nagle Ci wybaczę? To co zrobiłeś było haniebne i nigdy Ci tego nie zapomnę! Nigdy! - Snape uderzył swoją pięścią mocno w gzyms kominka, chłopak był zdziwiony, że to uderzenie nie roztrzaskało drewna na kawałki.

Jego brzuch był związany w supeł pełen nerwów. Harry wiedział, że to co zrobił było złe, ale jego ciekawość była silniejsza. Życzył sobie, że w jakiś sposób mógł odzobaczyć te rzeczy i nigdy już nie próbować ich w ogóle podejrzeć. Sceny, które widział były tak prywatne, że nie dziwił się złości Snape'a. Harry zasługiwał na to. Profesor nadal był o to wściekły, ale mimo to nadal zamierzał wziąć z nim ślub? By uratować go przed Voldemortem?  Nie miało to sensu, ale to sytuacje przy Harrym rzadko go miały.

- To moje warunki, Panie Potter. Akceptujesz je? - głos mężczyzny był spokojniejszy, ale wciąż trzymał dłonie, zaciśnięte w pięści, po jego bokach. Młodzieniec zastanawiał się jak duża kontrolę ma Snape.

- Tak, Profesorze, - powiedział cicho.

- Dobrze. Profesor Dumbledore udzieli tutaj dzisiejszej nocy ceremonii. Weź swoją różdżkę. - Snape zatrzepotał szatami, chcąc opuścić pokój.

- Ale proszę pana, moja różdżka nadal jest na Privet Drive. Zamknięta w schowku - nie dodał, że w tym samym schowku był zamykany przez dziesięć lat swojego życia.

- Potter, nie kłam przy mnie! Molly Weasley, powiedziała, że użyłeś magii by powstrzymać twojego wuja przed... przed zrobieniem ci krzywdy.

- Użyłem magii - zgodził się Harry - ale zrobiłem to bez różdżki. - Snape gapił się w niego, co Harry'emu dawało wrażenie, jakby był jakimś specjalnym okazem, jak te które mężczyzna trzymał w słojach u siebie. 

- Używałeś już wcześniej magii bezróżdżkowej, Potter?

- Tak, proszę pana.

- Fiu, fiu, czyż nie jest to zwrot akcji idealny do książek? Wygląda na to, że sławny Harry Potter, nie byłby sobą, będąc tylko wybawicielem czarodziejskiego świata, musi być ponad to. Gratulacje, Panie Potter. Jest pan Gorącokrwisty**. 

- Gorącokrwisty? Co to znaczy?

- Tak jak nazwa tłumaczy, Potter, gorącokrwisty to czarownica lub czarownik, który nie potrzebuje różdżki by korzystać z magii. Czasami nie potrzebują nawet zaklęcia lub uroku; ich wola potrafi być na tyle silna. Jednak, dzika, gorącokrwista magia jest nieokiełznana i bardzo niebezpieczna, i dla czarodzieja i dla kogokolwiek kto jest w pobliżu rzucanego zaklęcia. To bardzo rzadkie, ale nie nieznane. Profesor Dumbleodre na pewno będzie chciał zostać o tym poinformowany. - Snape usiadł na jednej z sof. W tej chwili nie wyglądał jakby miał zamiar gdziekolwiek wychodzić w najbliższym czasie. - Zamknij usta, Potter. Nie mam potrzeby by widzieć co dzisiaj jadłeś na śniadanie. 

Harry zamknął usta z słyszalnym brzdękiem, kiedy jego zęby uderzyły o siebie, skrzywił się, gdy poczuł lekki ból.

- Więc? - kontynuował nauczyciel - Czekam na pytania, które zapewne zaraz wyskoczą z twoich ust. Bo zgaduję, że masz pytania?

Oh, Harry miał moc pytań, po prostu nie wiedział, które zadać pierwsze.

- Czy... czy moi rodzice byli gorącokrwiści? - zapytał i cofnął się kiedy zobaczył spięte ramiona Snape'a.

- Nie, - powiedział delikatnie - I zanim zapytasz, Tom Riddle również nie był. To jest coś z czym się rodzisz. Nie dostałeś tego jako prezent tej samej nocy co twoją bliznę.

Chłopak nie mówił nic przez moment, wgapiając się w podłogę. Poczuł się jakby cały jego świat zakręcił się wokół własnej osi i nadal wirował. Żołądek wiązał się w supeł od środka, a jedna strona głowy dawała uczucie jakby była między młotem, a kowadłem. Zalała go fala nudności, a on sam kołysał się lekko na nogach. Pokój zaczynał pokrywać się ciemnością, a w uszach grał złowrogi szmer. Światło gwiazd rozbłysło za powiekami, a podłoga zaczęła się bardzo śpieszyć na spotkanie z nim.

- Jesteś cały? - głos brzmiał daleko, jakby słyszał go przez długi tunel. Harry otworzył oczy, ale szybko zamknął je z powrotem, kiedy ostre promienie słońca tylko zdołały się przebić przez uchylone powieki. - Wybacz - powiedział nieznajomy głos i chłopak usłyszał odgłos kroków i szelest zasuwanych zasłon. Jego omdlenie nie zrobiło nic by złagodzić ból głowy i mógł tylko jęknąć w agonii, łapiąc się za głowę, wbijając w nią mocno paznokcie, mając nadzieję, że da radę wyszarpać sobie w ten sposób ból.

- Masz, wypij to - poinstruował go głos. Harry otworzył oczy, na szczęście już w przyciemnionym pokoju. Światło raniło jego oczy i głowę jakby włócznie przebijające jego czaszkę. Duża szklanka, pełna przezroczystego płynu była trzymana przed jego twarzą przez smukłą, szczupłą dłoń. Dłoń Snape'a.

Usiadł prosto i próbował wygrzebać się jak najdalej od Mistrza Eliksirów, ale ruch sprawił, że ból głowy tylko się nasilił.
- Próbujesz mnie otruć! - sapnął, będąc przekonanym, że ból był jego sprawką. Miał wrażenie jakby jego głowa była uwięziona w imadle, a ktoś cały czas ściskał i ściskał, aż Harry był na skraju przytomności.

- Masz migrenę Potter. Od kiedy sam czasami od nich cierpię, wiem jaki eliksir jest najskuteczniejszy by pomóc. Nie zamierzam cię otruć. Spójrz. - Snape rozkazał, a Harry okazał się być posłusznym. Nauczyciel przechylił głowę i wziął kilka dużych łyków płynu. Chłopak obserwował jak jego jabłko Adama przeskakuje z góry na dół kiedy przełykał.

- Nie miewam migren - wyszeptał, nadal niezbyt chcąc uwierzyć, że Mistrz Eliksirów nie zamierzał mu nic zrobić.

- Pewnie dostałeś jej przez stres - powiedział Snape i ponownie zaoferował mu szklankę.  Tym razem Harry wziął ją - To pomoże, naprawdę.

Potter przyłożył szkło do ust i zaczął sączyć niepewnie. Jego głowa prawdopodobnie by preferowała, gdyby Harry wypił wszystko w kilku dużych łykach, a on był nadal trochę nieufny. Kiedy nic złego się nie stało, żadnego uczucia palenia w gardle, ani nic, zaryzykował by wypić trochę więcej. Wypił wszystko, dopóki szklana nie była pusta. Snape skrzywił się na niego.

Chwilę później czuł się dziwnie lekki, jakby mógł odlecieć daleko niczym chmurka. Zachichotał. W momencie wszystko wydawało mu się bardzo zabawne. Ah i ból. Ból zniknął. Zarechotał znowu.
- Wyjdę za ciebie za mąż - uśmiechnął się do niego, nie czując nic innego niż miłość. Miłość do człowieka, który sprawił, że ból odszedł - To będzie cudowne! - zaśmiał się i klasnął w dłonie, jak roczniak na swoich pierwszych urodzinach. Snape wywrócił oczami, co było dla Harry'ego strasznie śmieszne, tak mocno, że napad śmiechu zrzucił go z sofy oraz zmusił do łez. Przy upadku uderzył się w lewy łokieć i jęknął.

- Auć! - poskarżył się i przysunął swoją ranną rękę do Severusa - Może jak pocałujesz to przestanie boleć?

- Potter! - prychnął - Wypiłeś tego za dużo! Nie powinieneś wlewać w siebie całej szklanki! - Snape pochylił się i przez jedną wspaniała chwilę Harry myślał, że ten zamierza go pocałować. Ale nie, mężczyzna celowo trzymał swoją głowę odwróconą od chłopca i ten się nadąsał. Jak on zamierza go pocałować w ten sposób? Poczuł silne ramiona wokół jego tali i został pociągnięty na własne nogi. -     Połóżmy cię z powrotem na sofe - powiedział nauczyciel co dla Harry'ego zabrzmiało jak seksowne zaproszenie. 

- Oh tak! - zamruczał i już nie protestował, kiedy Snape posadził go na kanapie i obłożył kocem.

- Prześpij to, Potter. Zobaczymy się w nocy.

- Nie jestem śpiący! - wymamrotał, mimo, że jego powieki zdawały się bardzo ciężkie. Może odrobina snu nie zaszkodzi? Wtedy będzie miał więcej energii by - by - by coś z Snape'em. Nie był pewny co chciałby z nim robić, ale wiedział, że pocałunki byłby w tym zawarte. Dużo pocałunków. Westchnął i zakopał się szczelniej pod kocem. Zastanawiał się dlaczego wcześniej o tym nie myślał.

Severus Snape wydawał się bardzo całuśnym mężczyzną.


CDN...


*salon - dawniej posiadało się wystawne pokoje tylko i wyłącznie do przyjmowania gości. Na co dzień, te pokoje nie były używane. Stąd powiedzenie znane z filmu "Kariera Nikosa Dyzmy" - "Wpuścić chamstwo na salony" co oznacza zaprosić kogoś na porządną imprezę, a oni zrobią burdel :P

** ang. wilder - tutaj miałam problem, było trudno znaleźć mi pasujący odpowiednik tego słowa. Wilder to nic innego jak "dziki", ale zupełnie nie pasowało mi by nazywać w czarodziejskim świecie użytkownika magii bezróżdżkowej "dzikim". Gdy przeszukiwałam słownik synonimów to na początku pomyślałam o określeniu "Lis" jako dzikie zwierzę, spryt, unikatowość wśród zwierząt. Jednak potem znalazłam słowo "Gorącokrwisty", które zdecydowanie wpasowało mi się w świat przedstawiony zwłaszcza, że często mamy tutaj wyrażenia odnośnie krwi (czystokrwisty, połkrwi, brudna krew etc).Gorącokrwisty to określenie o szlachetnej i żywiołowej rasie koni. W przypadku ludzi oznacza zapalczywy, co w obu przypadkach wydaje mi idealnym dopasowaniem do natury Pottera oraz do znaczenia słowa wilder :D Jeśli jednak posiadacie lepsze pomysły na słowo Wilder lub uważacie, że lepiej go w ogóle nie tłumaczyć dajcie znać w komentarzach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shattered Souls: Rozdział 12

Shattered Souls: Rozdział 14

Surrender: Rozdziały 1 - 10