Shattered Souls: Rozdział 4
Witajcie!
Nie było mnie łohoho i jeszcze trochę, ale zapewne nie tylko dla mnie rok 2021 był co najmniej pełen wrażeń.
Ten rok nie szykuje się by być inny, a właściwie jeszcze mocniejszy, więc jako odpowiedzialna osoba, kiedy mam dużo obowiązków to...
Dokładam sobie więcej.
Także będąc w trakcie przeprowadzki, szukania roboty, nauką przed maturą podjęłam się by powrócić przynajmniej na moment do jakiejś aktywności względem fanfików.
Odnośnie rozdziału - ten rozdział ma bardzo lekką końcówkę, która mnie przy pierwszym czytaniu ff bardzo rozbawiła. Wierzę i z wami tak będzie.
Powiedziałabym, że lekko mi się tłumaczyło ten rozdział, ale tak jest w przypadku całego tego opowiadania. Jest pisane dosyć prostym angielskim, więc jeśli ktoś chciałby spróbować i podszlifować język, to wydaje mi się, że ten fanfik będzie dobrym początkiem,
Zapraszam do czytania.
Enjoy!
beta: (jak zwykle) brak
Rozdział 4
Harry wiedział, że śni, ale wiedział również, że to nie jest zwykły sen. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Był w jakiejś grocie, mógł czuć twarde kamienie na swoich odsłoniętych plecach. Jego ręce były skute wysoko na głową, przymocowane na metalowym haku w kamiennej ścianie za nim, a on sam próbował się uwolnić.
Było strasznie zimno, tak zimno, że jego oddech zmieniał się w srebrzystą mgiełkę. Trzęsąc się i zgrzytając zębami spojrzał w dół swojego ciała i z przerażeniem odkrył, że jest zupełnie nagi. Odkryty. To nie będzie dobry sen. Próbował się jakoś obudzić, wizualizując swoje ciepłe łóżko w Norze, ale nic się nie działo. Ta pieczara nie chciała zniknąć. Gdyby tylko miał różdżkę...
- Szukasz tego, Potter? - zasyczał niewidzialny głos. Niewidzialny, ale nie nieznany. Harry nie mógł określić z której strony od dochodzi, więc zaczął wpatrywać się w każdą stronę jaką mógł objąć wzrokiem.
Delikatna mgła pojawiła prawie kilka centymetrów przed jego twarzą, by stać się solidną posturą po chwili. Voldemort stanął przed, pomarszczony stary mężczyzna, który trzymał w sękatych kostkach różdżkę Harry'ego. Obserwował go swoimi czerwonymi oczami, oblizując suche, łuszczące się usta. Ledwie mógł patrzeć na tą obrzydliwą kreaturę która stała przed nim.
- To tylko sen - powiedział do siebie - Moja różdżka jest nadal na Privet Drive.
Voldemort zarechotał
- Tak ci się wydaje, chłopcze? - wysyczał - Głupi mugole. Twój wujek, nie zrobił tego tak dobrze jak chciałem, Potter. To zawsze troszkę ryzykowane kontrolowanie mugoli z tak dużego dystansu. Imperius jest wtedy nie do końca sprecyzowany, ale oh, taki piękny.
Harry gapił się na niego.
- To byłeś ty! Ty sprawiłeś, że mój wujek zrobił... zrobił te rzeczy?
- Oczywiście, myślisz, że sam by o tym pomyślał?
- Ale bariery! Moja ochrona! Nie możesz mnie tam zranić! Więzi krwi!
- Tc, tc, mój chłopcze - zacmokał - nigdy się nie nauczysz? Ta cała ochrona zniknęła w momencie kiedy zaczęliśmy dzielić krew. Ta noc na cmentarzu, od niej twoja krew płynie w moich żyłach, pamiętasz?
Oh, Harry dobrze to pamiętał. Pamiętał Cedrica leżącego bez życia na trawie. Pamiętał tego zdrajce, Glizdogona który go pociął. Pamiętał krew i ból oraz wiele innych rzeczy, i żadna z nich nie była przyjemna.
- Niestety, Harry, twoja krew nie wystarczy. Mam ciało, tak, ale jak widzisz to ciało starca, nie pasuje do mnie. Potrzebuję czegoś więcej niż twoja krew. Potrzebuję twoich sił życiowych Harry, taką prostą rzecz miał przynieść mi twój wuj. Próbka twojej esencji nie powinna być taka trudna do zdobycia?
- Mojej... mojej... esencji? - zapytał bezbarwnie.
- Tak, Potter. Twoje siły życiowe, twoja esencja. Bez tego pozostanę w tym kruchym ciele, a moje plany zostaną udaremnione zanim się zaczną. Potrzebuję być znowu młodym. Znowu silnym.
- Potrzebujesz więcej krwi? - Harry nie był pewnie czy mógłby znieść kolejną kradzież krwi przez tą podłą kreaturę. Wciąż było mu trudno myśleć o Voldemorcie jak o człowieku.
- Oh, nie, Potter. Mam wystarczającą krwi w żyłach dla moich celów. Potrzebuję czegoś innego od ciebie.
Harry wpatrywał się w niego, powoli realizując sobie co dokładnie Voldemort chce od niego.
- NIE!
- Oh tak, drogi chłopcze. Potrzebuję twojego nasienia.
- NIE! Nie dam ci tego zrobić! - zaszamotał się, próbując wyrwać z kajdan, ale jedyne co mu się udało osiągnąć to zadrapane nadgarstki i obolałe ramiona.
- Drogi chłopcze - zaczął Voldemort unosząc jego brodę i ściskając ją mocno, w okropnej parodii gestu kochanków - czy dałem Ci w jakimkolwiek miejscu wrażenie, że masz wybór?
- NIEEEE! - wykrzyczał i obudził się ze snu. Spocone koce były zawinięte w okół jego nóg i skopał je panicznie by uwolnić siebie. Jego blizna paliła żarliwie czoło i przez chwile myślał, że jest chory. To tylko sen, próbował sobie wmówić, gdy bicie serca uspokoiło się odrobinę. Tylko sen, mimo, że tak bardzo prawdziwy.
- Harry? Wszystko w porządku? - ziewnął Ron, trąc śpiące oczy.
- Tak, to tylko koszmar - odparł, gdy tylko położył koce obok i spróbował wstać. Został jednak zatrzymany przez zaalarmowany krzyk Rona.
- Harry! Czy to siniaki? - sapnął rudzielec. Na początku Potter był zmieszany. Przecież spał w koszulce, nie ma możliwości by Ron zobaczył jego sińce na plecach i ramiona.
- Twoje nadgarstki, Harry! Spójrz na nie! - czując się słabo posłuchał przyjaciela. Nadgarstki miały czerwone i fioletowo-żółte obrzęki. Zupełnie jakby walczył z kajdanami lub łańcuchami.
To nie możliwe.
To był tylko sen.
Był nim, prawda?
Wpatrywał się mocno w swoje dłonie, jakby od wystarczająco długiego patrzenia miały same dać odpowiedź. Sen był prawdziwy? Voldemort mógł to zrobić przez sen. Stwierdził, że ma nadzieję, że nie będzie musiał już nigdy spać.
- Ron? - zabrzmiało pukanie do drzwi, a potem Molly Weasley powiedziała - Harry? Już nie śpisz? Profesor Snape już jest by się z tobą zobaczyć.
- Tak szybko? - Potter zobaczył jak oczy Rona rozszerzają się w zaskoczeniu, kiedy zdał sobie sprawę, że Harry oczekiwał Snape'a
- Wiedziałeś, że przyjdzie? Co chce od ciebie?
- Nie jestem pewien - odparł - pewnie coś z lekcjami oklumencji.
Czemu Snape przybył tak wcześnie? Nie spodziewał się go widzieć, aż do małżeństwa - ślubu - ceremonii. Jak to nazwać kiedy dwóch czarodziejów się... żeni? Nie miał pojęcia czemu naprawdę był tutaj Snape, ale mógł przypuszczać, że to nic dobrego.
Molly weszła do pokoju, nie martwiąc się kolejnym pukaniem, oczekując, że wcześniejsze ostrzeżenia wystarczyły.
- Ron, twój ojciec zabiera ciebie i Ginny na Pokątną po rzeczy do szkoły. Zrobiłam listę więc możesz wziąć również dla Harry'ego.
Ron gapił się na matkę, potem na Harry'ego i potem znowu na nią.
- Harry nie idzie z nami?
- Nie, Harry jeszcze nie jest zdrowy, po za tym musi się spotkać z Profesorem Snape'em.
- Czemu? - zażądał odpowiedzi - Czemu Snape nagle się zainteresował Harrym?
- Profesor Snape, - upomniała go - I to nie jest twoja sprawa Ronaldzie Weasley! A teraz pośpiesz się i ubierz! Twój ojciec czeka i śniadanie wystygnie!
- Dobra, dobra - wymamrotał, szarpiąc się z łóżka do szafy.
- Harry, kochaneczku - zaczęła - Może weźmiesz prysznic przed śniadaniem? Potem... potem możesz zobaczyć się z Profesorem Snape'em - oczy Molly były wilgotne, jakby miała zaraz się rozpłakać.
- Em, dziękuję Pani Weasley. Tak zrobię. - zastanawiał się, czy celowo dała mu trochę czasu na przygotowanie się, zanim będzie musiał stawić czoła Snape'owi. Lubił myśleć, że tak było.
Dwadzieścia minut później, czuł się odświeżony, po gorącym prysznicu. Wytarł włosy do sucha w ręcznik i spojrzał z rozpaczą na swoje ubrania które nosił poprzedniego dnia. Nawet zwykłe spojrzenie, przypomniało mu od wydarzeniach ze wczoraj, aż kolana zaczęły się pod nim uginać.
Nie było nic innego niż to. Musi założyć te rzeczy, reszta jego ubrań nadal jest uwięziona na Privet Drive. Musiał założyć tą podarta koszulkę i jeansy, które w umyśle chłopaka nadal miały zapach Vernona. W momencie kiedy chciał złapać w dłoń stare ciuchy, one zniknęły. W zamian pojawiły się kilka sekund później para czarnych spodni, biała koszula i czarna szata. Na stosie tych ubrań leżała notatka.
Harry, kochanie, pomyślałam, że te ubrania będą bardziej komfortowe
Skąd wiedziała? Czy Molly Weasley jakoś odgadła co stało się miedzy nim a Vernonem? Przecierając twarz dłonią, złapał okulary z etażerki zanim skończył się ubierać.Po obu strona kominka stały dwie sofy z prostymi oparciami z brązowej skóry. Promyk porannego słońca tworzył cień drobinek kurzu które wirowały w powietrzu jak niewidzialna bryza. Po jednej stronie kominka z dłońmi zaplecionymi za plecami stal Profesor Severus Snape. Jego oczy wpatrujące się w Harry'ego zwęziły się i Molly szybko zostawiła ich samych.
- Więc - więc nie zamierzasz przez to przechodzić? - zapytał Harry.
- Przynajmniej twoje poczucie stylu się poprawiło.
- Tak, proszę pana - powiedział, tym razem bardziej pewny. To, że biorą ślub nie oznacza od razu, że wszystko ma się zmienić. Snape nadal będzie go traktował jak śmiecia, a Harry nic nie będzie mógł z tym zrobić. Nic nowego.
- Tak, proszę pana. - głos Harry'ego był nie wiele głośniejszy od szeptu - Przepraszam za myślodsiewnię.
Jego brzuch był związany w supeł pełen nerwów. Harry wiedział, że to co zrobił było złe, ale jego ciekawość była silniejsza. Życzył sobie, że w jakiś sposób mógł odzobaczyć te rzeczy i nigdy już nie próbować ich w ogóle podejrzeć. Sceny, które widział były tak prywatne, że nie dziwił się złości Snape'a. Harry zasługiwał na to. Profesor nadal był o to wściekły, ale mimo to nadal zamierzał wziąć z nim ślub? By uratować go przed Voldemortem? Nie miało to sensu, ale to sytuacje przy Harrym rzadko go miały.
- Używałeś już wcześniej magii bezróżdżkowej, Potter?
- Oh tak! - zamruczał i już nie protestował, kiedy Snape posadził go na kanapie i obłożył kocem.
** ang. wilder - tutaj miałam problem, było trudno znaleźć mi pasujący odpowiednik tego słowa. Wilder to nic innego jak "dziki", ale zupełnie nie pasowało mi by nazywać w czarodziejskim świecie użytkownika magii bezróżdżkowej "dzikim". Gdy przeszukiwałam słownik synonimów to na początku pomyślałam o określeniu "Lis" jako dzikie zwierzę, spryt, unikatowość wśród zwierząt. Jednak potem znalazłam słowo "Gorącokrwisty", które zdecydowanie wpasowało mi się w świat przedstawiony zwłaszcza, że często mamy tutaj wyrażenia odnośnie krwi (czystokrwisty, połkrwi, brudna krew etc).Gorącokrwisty to określenie o szlachetnej i żywiołowej rasie koni. W przypadku ludzi oznacza zapalczywy, co w obu przypadkach wydaje mi idealnym dopasowaniem do natury Pottera oraz do znaczenia słowa wilder :D Jeśli jednak posiadacie lepsze pomysły na słowo Wilder lub uważacie, że lepiej go w ogóle nie tłumaczyć dajcie znać w komentarzach.
Komentarze
Prześlij komentarz