Shattered Souls: Rozdział 2
Witajcie!
Minęło trochę, huh? Szkoła podczas pandemii uderzyła we mnie mocniej niż zawsze co nie było spodziewane. Nauczyciele wzięli sobie za punkt honoru wciśnięcie jak najwięcej materiału zanim zamkną szkoły (o ile w ogóle zamkną). Więc ten tydzień ugościł mnie 4 sprawdzianami i 15 kartkówkami. Czy wiecie, że w Australii aktualnie żyje dwa razy więcej kangurów niż ludzi? Ja nie wiedziałam.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Enjoy!
beta: brak (jak zwykle)
Rozdział 2
Harry wiedział, że to tylko kwestia czasu zanim Ministerstwo Magii zacznie go szukać za używanie magii poza szkołą, kiedy nadal był nieletni. Gdyby nie to, jak bardzo go wszystko bolało, możliwe, że nawet skusiłby się zostać na Privet Drive i czekać na dar od losu.
Wiedział, że potrzebuje pomocy medycznej, magicznej lub mugolskiej, nie miało to znaczenia. Co jeśli złamał żebro, a ono przebiło płuco? Mógł właśnie krwawić wewnętrznie. Mógł umierać.
Harry potrzebował kogoś, kto by go przytulił, kogoś kto powiedział, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli nie miało być. Chciał matkę. Ale on nigdy nie miał matki, jedynie wspomnienia innych ludzi o niej. Nigdy jej nie poznał, nigdy nie poczuł jak to być trzymanym w matczynych ramionach. Nie, kiedy Harry myślał o "matce", to nigdy w jego myślach nie pojawiała się Lily Evans. Pierwszym skojarzenie matki jakie wyskakiwało w jego głowie, to twarz Molly Weasley.
Zapiął pasek od spodni z dużą trudnością, jego palce były sztywne i opuchnięte, miał wrażenie jakby należały do kogoś innego. Wytoczył się z kuchni i wspiął się na piętro, co kilka schodków zatrzymując by złapać oddech.
Kiedy udało mu się dotrzeć do jego pokoju, wyciągnął luźnego panela spod nóżki jego łóżka i poszperał w dziurze dopóki nie znalazł tego czego szukał. Małe, drewniane pudełko, niczym nie oznaczone oprócz jego inicjałów wyrzeźbionych na pokrywce. W pudelku była notatka od Rona razem z wczesnym prezentem urodzinowym; niebieska, chińska filiżanka pokryta białymi kropkami. Harry przeczytał notkę kolejny raz, by być pewnym, że pamiętał co na niej pisze.
Drogi Harry,
Pomyślałem, że może to być potrzebne, gdyby mugole pozwolili sobie na za dużo. To nowy typ świstoklika nad którym mój tata pracuje. Nie ma on limitu czasowego. Możesz go użyć kiedykolwiek potrzebujesz, powinien Cię zabrać prosto do Nory. Wiem, że to trochę za wcześnie, ale Wszystkiego Najlepszego.
Ron.
Harry położył pudełko na ziemi i schylił się by dotknąć filiżanki. Kiedy tylko jego ręka nawiązała kontakt z uszkiem naczynia, poczuł znajome uczucie szarpnięcia pod pępkiem i znikł daleko od Privet Drive i wujka. Nie było to tak oszołamiające jak podróż poprzez proszek Fiuu, ale ucieszył się, gdy w końcu jego twarz wylądowała na podłodze w kuchni Weasley'ów. Twarde lądowanie wyrwało mu jęk z ust, poczuł świeże otarcia i ból w żebrach oraz ramionach.
- Harry! - krzyknęły trzy głosy, ale nie był w stanie ich rozpoznać. Usłyszał jak krzesła zaskrzypiały na podłodze odsuwane i domownicy doskoczyli do niego by mu pomóc. Czyjaś ręka odgarnęła włosy z jego twarzy.
- Harry, czy wszystko w porządku? - zapytała Molly Weasley, gładząc jego włosy.
- Nie - wycharczał Harry - Wydaje mi się, że mam połamane żebra - mógł ledwie się poruszyć, ból był coraz gorszy. Czuł jakby po jego klatce piersiowej przejechał tir.
- Ginny, przynieś mój zestaw - powiedziała - Ron, pomożesz mi przenieść Harry'ego na sofe?
- Oczywiście, mamo - odparł i kucnął obok Harry'go.
- Dobrze, Ron, ty weź jego nogi ja wezmę górę. Teraz, powoli i delikatnie - poinstruowała. Harry wbrew sobie zaczął płakać, kiedy go podnieśli, mimo to był tak strasznie wdzięczny, za jakąkolwiek pomoc, że starał się nie wydawać żadnego dźwięku, który mógłby wskazywać, że coś jest nie tak. Dwie pary rąk w końcu delikatnie odłożyły go na sofie.
- Co się stało, Harry? - zapytała Molly, kiedy zabrała bandaże od Ginny. Usiadła obok Harry'ego na sofie i zaczęła odpinać jego koszule. Chłopak zaczął panikować. Nie chciał by Ginny i Ron zoobaczyli blizny jakie pokrywały jego ciało.
- Proszę - wyszeptał, licząc, że zrozumie.
- Dzieci, poczekajcie na dworze. - powiedziała. Ron zmarszczył brwi i otworzył usta by zaprotestować, ale jego matka szybko ucięła rozmowę - Dajcie Harry'emu trochę prywatności.
- Chodź, Ginny - powiedział i delikatnie szarpnął ramię siostry. Wyszli tym razem bez protestu.
- Nie martw się Harry. Uleczę Cię raz dwa. Nie wiem czy wiesz, ale jestem wykwalifikowanym magomedykiem?
- Nie, nie wiedziałem. - zaświszczał Harry.
- Masz, wypij to - podała mu szklankę, która jakby pojawiła się znikąd. Ciecz była podobna w kolorze i konsystencji do soku dyniowego, a po tym podobieństwa się skończyły. Smakowało to tak podle, że Harry musiał zmusić się przełknięcia, a nie wyplucia tego, tak jak jego instynkt krzyczał w głowie.
Komentarze
Prześlij komentarz