Shattered Souls: Rozdział 1

Witajcie,
łapiąc się na tym, że mam dużo ochoty, na jakieś opowiadania,
postanowiłam wpaść w swego rodzaju trans i
tłumaczyć/pisać najwięcej jak się da. Co prawda,
czasu mam raczej mało, bo powinnam zakuwać do egzaminów,
ale jak wiadomo, właśnie w najmniej odpowiednich chwilach,
ma się wenę na takie rzeczy.
Powiem wam, że jeśli chodzi o sam tekst, to tego fanfika,
tłumaczy mi się o wiele łatwiej i przyjemniej, niż Surrender.
Jednak sama treść przyprawiła mnie o mdłości i po przetłumaczeniu,
jednego z fragmentów (będzie zaznaczony na czerwono), musiałam
sobie dzień odchorować, bo tak na mnie to wpłynęło. Naprawdę przez chwilę myślałam, by po prostu olać ten fragment i zrobić malutkie streszczenie zamiast niego.
Ale stwierdziłam, że oznaczę go tylko innym kolorem tekstu.
Więc jeśli ktoś jest bardzo wrażliwy, to polecam ominąć ten fragment.
Chociaż co jest dziwne, przy czytaniu (nawet tego tekstu) nie mam takich odruchów, ale gdy przychodzi do pisania to prawie nie mogę wytrzymać.
Tekst tym razem nie został sprawdzony przez mojego narzeczonego, nie zbyt chciał czytać tego typu treści, a ja nie będę od niego tego wymagać. Więc mogą być jakieś błędy (na pewno są), ale ile mogłam, tyle wyłapałam po sobie.
Chwilowo zostawiam nazwę angielską, zobaczy się czy będzie potrzeba zmieniać.
Oczywiście tekst będzie dostępny również na wattpadzie, jednak nieco później.
Także zapraszam do czytania i komentowania!

Enjoy! (chyba)

beta:brak

Ostrzeżenia: rozdział 18+, przemoc, przekleństwa, gwałt 
fragmenty gwałtu (zaznaczone na czerwono)



Shattered Souls

Ilość rozdziałów: 28
Parring: Harry Potter/Severus Snape
Rating: M+
Autor: Eriador117
Tłumaczenie: (ja) Noemi
Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy, seks, dzieci, gwałt, przemoc dziecięca, depresja, zaburzenia odżywiania,  relacja uczeń/nauczyciel, angst, OOC
Opis: Żaden człowiek nie jest wyspą. Harry i Snape zostają związani ze sobą, by móc go chronić przed Dursley'ami, czy Snape może mu pomóc pogodzić się ze swoimi demonami, nie ulegając urokowi własnego?

Rozdział 1

Harry nigdy nie zostawał sam z wujkiem w domu, aż do teraz. Wcześniej, zawsze jego ciotka i kuzyn byli barierą między nimi dwoma. Ale teraz - teraz byli sami, Harry właściwie mógł poczuć nienawiść emanującą z mężczyzny, nienawiść do tego co widział jako jego schorzenie. Jego nienormalność. Harry mógł uprawiać magię i nic nie było bardziej przerażającego i obcego dla Vernona Dursley'a niż to.


Włosy na karku chłopca stały dęba. Vernon cały czas go obserwował, cały czas udając, że wcale tak nie jest. Harry starał się skoncentrować na myciu naczyń po śniadaniu, w zlewie. Ale wiedział, że to tylko kwestia czasu, gdy znów się to stanie. Vernon nigdy nie zostawiał go w spokoju na tak długo. Rany z ich ostatniego "spotkania" nadal się nie zaleczyły.

W domu była zmywarka, ale nie pozwalano Harry'emu jej używać. Nie mógł używać niczego elektrycznego z obawy, że mógł to splugawić swoją magią. Zastanawiał się skąd Dursley'owie mieli te wszystkie pokręcone pomysły o magii. Nie była raczej zaraźliwa z tego co pamiętał. Spłukał pianę z naczyń i położył je na suszarce. Jeszcze kilka dni. Jeszcze tylko kilka dni i jego ciotka wróci do domu.

Nigdy nie myślał, że nadejdzie dzień, gdy będzie wyczekiwał powrotu ciotki Petunii, ale kiedyś musiało się to stać. Jeszcze kilka dni i to dziwne napięcie między nim a wujem zniknie.

Nawet przed wyjazdem ciotki i jego kuzyna w podróż, Vernon zachowywał się dziwnie w pobliżu Harry'ego, warczał za najmniejsze rzeczy i zezował na niego jakby Harry był jakimś robakiem pod mikroskopem. Harry nie musiał nawet widzieć wuja, by wiedzieć, że ten się na niego gapi. Gęsia skórka była dla niego wystarczającym ostrzeżeniem. Nie wiedział czemu jego wujek zaczął tą dziwną grę i nie wiedział też czy chciał w niej uczestniczyć.

Ostatni talerz wyschnął i został odłożony na półce, Harry podskoczył kiedy poczuł stanowczą rękę na jego ramieniu.

- Harry - powiedział wuj Vernon, a w głowie Harry'ego zabrzmiał ostrzegawczy alarm. Wuj bardzo rzadko używał jego imienia. Zazwyczaj mówił do niego "chłopcze" lub częściej po prostu ‘ty’. - Ile masz już lat chłopcze? - zapytał Vernon, jakby nie wiedział. Harry był pewien, że Vernon w jakim jest wieku, licząc lata ile musiał już wychowywać tego "niewdzięcznego bachora", jak to mówił o nim pieszczotliwie wuj.

- Nie jestem chłopcem! - warknął Harry - Za dwa dni skończę szesnaście lat. -

- Tak - zgodził się Vernon z dziwnym błyskiem w oczach. - Już prawie dorosłeś, prawda? - Vernon pogładził brodę w roztargnieniu, jakby myślał o czymś innym. - Ale nadal nie jesteś mężczyzną, więc musisz robić co ci każę. To mój dom, a w nim moje zasady. Na kolana, chłopcze! - paznokcie Vernona wbiły się w jego ramiona kiedy próbował sprowadzić Harry'ego do parteru. Chłopak wiedział, że później zostaną po tym ślady.

- Co? - sapnął Harry, próbując zatrzymać pchającego go w dół Vernona.

- Słyszałeś mnie - powiedział Vernon, używając swojej masy by przyszpilić Harry'ego do podłogi. Płytki wbijały mu się w kolana pomimo jeansów. Harry zachwiał się, tracąc równowagę pod naporem ręki na jego ramieniu.
- Teraz. Rozepnij moje spodnie.

Harry sapnął na niego, a jego usta otwierały się szeroko i zamykały jak ryby wyrzuconej na ląd. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. To jakiś dziwny sen, tak? To nie możliwe by było prawdziwe. Ale ostre paznokcie wtapiające się w jego ciało były wystarczająco prawdziwe, tak samo jak uchwyt od szafki wbijający się w jego plecy, kiedy Vernon gwałtownie popchnął go prosto na nią. Harry szamotał się próbując wstać, ale nie miał porównania do wagi Vernona, to było nie możliwe z jego masą. To tak jakby próbował popchnąć górę.

- Będziesz robił co ci każę, chłopcze! - Vernon użył wolnej ręki by spoliczkować Harry'ego. Jego policzek zapiekł, ale nie zamierza dać Vernonowi satysfakcji z krzyku. - Albo znajdziesz tego swojego cholernego ptaka nie mogącego już latać! Bardzo delikatne są ptasie skrzydła. Bardzo... łamliwe - Vernon złapał Harry'ego za brodę by ten spojrzał na niego.

- Nie możesz tego zrobić! - zaryczał Harry, jego serce biło tak mocno i szybko, że zastanawiał się jak ono jeszcze nie wyrwało się z jego piersi i nie uciekło. Zagrożenie z którym mógł sobie poradzić. W końcu miał dużo doświadczenia. Nie mógł przecież pozwolić Vernonowi skrzywdzić Hedwigi.

- Oh, nie mogę? - zapytał jedwabiście. - Będziesz zaskoczony co mogę zrobić jeśli sobie to zapamiętam. Teraz, zdejmij moje spodnie i bierz się do roboty. Czas byś zapłacił za wszystko co do teraz dla ciebie zrobiliśmy. No zrób to! - Vernon szarpnął włosy Harry'ego. Krzyknął, bardziej z zaskoczenia niż bólu.

Jego twarz płonęła ze wstydu, gdy rozpinał pasek Vernona. Jego dłonie zaczęły się trząść gdy tylko zaczynał rozpinać zamek, już teraz to zadanie było utrudnione przez erekcję, przebijającą się przez niebieskie, poliestrowe spodnie, sprawiające, że jego ręce swędziały. Żołądek zawinął się w słupeł i zakołysał się na kafelkach. Nie mógł uwierzyć, że to robi, że pozwala zrobić to Vernonowi. Nigdy nie powinien pozwolić zabrać sobie różdżki na początku wakacji. Powinien schować ją lepiej. To było gorsze, to było gorsze od tego co zawsze Vernon robił.

Harry rozpiął zamek Vernona odwracając wzrok od jego krocza.
- Zdejmij je chłopcze - poinstruował Dursley. Harry zrobił to co powiedział, pociągnął w dół spodnie wuja drżąc. Harry czuł się słabo i miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Teraz użyj ust - rozkazał

- Co? - zapytał głupio Harry.

- Jesteś naprawdę tak naiwny, chłopcze? Nie wiesz jak zrobić komuś loda? Jestem pewien, że miałeś dużo praktyk z tego w tej dziwacznej szkole, prawda? Błagałeś o to? Byłeś ich malutką dziwką, Harry? Pokażesz wujkowi czego się nauczyłeś?


Harry potrząsnął głową, ciche łzy popłynęły w dół jego policzków.

- Proszę wuju Vernonie, prosze nie rób tego. - Ale prośby nigdy nie działały na wuja Vernona i w teraz też nie zadziałają.

- Skończ się mazgaić, chłopcze! Jeśli mnie usmarkasz dopiero dam ci powód do płaczu! Jedyne co musisz zrobić to possać trochę. No dalej, zrób to! - Vernon przyciągnął głowę Harry'ego do swoich genitaliów i trzymał go przy nich. Nie było ucieczki, ale Harry nie mógł zmusić siebie, do zrobienia czego wuj mu nakazał. Trzymał swoje usta zamknięte i tylko myślał kiedy się to skończy.

Ale Vernon miał swoje sztuczki. Nie potrzebował magii. Vernon użył swojej wolnej ręki, ta która nie trzymała głowy Harry'ego, i złapał go za nozdrza. Harry nie mógł oddychać, więc musiał otworzyć usta, wtedy Vernon wykorzystał swoją szansę i wepchnął się między jego wargi.

Smak i dziwne uczucie wywoływało mdłości i Harry próbował się wyrwać, niestety, teraz obie dłonie Vernona trzymały go za głowę, utrzymując w miejscu. Harry wiedział, że to co się teraz dzieje to nie jego wybór, że on tego nie chciał. To było coś, co zostało mu zabrane, nie oddał tego. Ale na pewnym poziomie i tak nie mógł nie rozmyślać czy to aby na pewno nie jego wina? Czy nie zrobił czegoś co przypadkowo doprowadziło do tego?

Pchnięcia ustały i Vernon odciągnął jego głowę. Harry wziął głęboki wdech, ciekawy czemu jego gehenna skończyła się tak szybko, ale i tak mu ulżyło. Ulga nie trwała długo. Vernon popchnął ich na podłogę przyszpilając go. Harry uderzył w szafkę głową i ból był tak intensywny, że niemal zemdlał. Czarne kropki latały mu przed oczami i nie był pewny czy może się ruszyć.

Vernon siedział okrakiem na jego udach, obserwując go, tak jak kot obserwuje mysz. Jak drapieżnik i jego zdobycz. Harry czuł się prawie nagi pod jego spojrzeniem i próbował odwrócić wzrok. Vernon ponownie złapał jego głowę i teraz stało się to niemożliwe.

- Oh, nie. Nie możesz! Będziesz patrzał na mnie and będziesz wiedział, że to byłem ja, że to ja wziąłem twoją niewinność. - jedna dłoń Vernona opuściła twarz Harry'ego i zaczęła grzebać przy zapięciu jeansów Harry'ego

- NIE - krzyknął Harry, próbując uciec biodrami od wścibskich palców Vernona, ale nic to nie dało. Vernon był za ciężki i chłopak nie mógł ruszyć dolnymi partiami jego ciała. Jego nogi zdrętwiały. Gdyby tylko miał różdżkę! To było tak surrealistyczne! Był o krok od bycia zgwałconym na podłodze w kuchni z promieniami słońca wpadającymi przez okno, a na dworze ćwierkały radosne ptaki. Idealny letni dzień.

- NIE! NIE POZWOLĘ CI TEGO ZROBIĆ!

- Oh? I jak zamierzasz mnie zatrzymać?

Harry nie wiedział jak. Wiedział jedynie, że nie będzie tu bezczynie leżał i nie pozwoli by to się stało. Pozwolił się głodować, pozwolił się bić, pozwolił się zamknąć w schowku pod schodami, nie pozwoli by to się stało. Jego dziewictwo było czymś co należało do niego, czymś, co chciał oddać jakiejś specjalnej osobie kiedy nadejdzie ten czas. To był jego dar i niski, gruby wuj nie może mu zabrać tego siłą.

- Więc?- drwił Vernon. - Nie możesz użyć magii bez różdżki! - wypiął się zwycięsko kiedy w końcu udało mu się odpiąć klamrę pasa Harry'ego. Fala rozpaczy zalała chłopca na słowa wuja, to była prawda. Jego różdżka była gdzieś zamknięta, tak samo jak reszta jego szkolnych rzeczy. Spojrzał wyzywająco na wuja.

- A co z ciotką Marge? Albo wężem w zoo? - zapytał Harry i poczuł przypływ siły, gdy jego wuj zaczął blednąć. Harry używał już bezróżdżkowej magii i Vernon wiedział o tym. Harry pamiętał jak rozgniewany był tamtych czasów. tak wściekły, że te rzeczy działy się bez jego kontroli.

Czy mógł kontrolować tą złość? Wylać ją na Vernona? Harry skoncentrował się głęboko, myśląc o wszystkich rzeczach, jakie wuj mu zrobił, skupiając całą jego złość na tego grubasa, który teraz siedział na jego klatce piersiowej, sprawiając, że Harry ledwie wyduszał powietrze.
- Lumos! - zadyszał i patrzył jak oczy jego oprawcy rozszerzyły się w strachu kiedy światła w kuchni zaczęły migać bez niczyjej fizycznej pomocy.

Vernon przesunął się do przodu, jego drgająca erekcja uderzała policzek Harry'ego zostawiając wilgotny szlaczek.

- Mam w dupie te twoje triki ze światłem - powiedział wuj, mimo to Potterowi wydawało się, że mężczyzna wygląda na trochę przestraszonego. - Będziesz ssał mnie dopóki nie dojdę, a potem spijesz każdy łyczek, jak mała dziwka którą jesteś. A potem, ten twój chudy tyłek się w końcu do czegoś przyda. Słyszysz co mówię? - Vernon znowu go uderzył w twarz, ale nawet nie czekał na odpowiedź, po prostu wepchnął swojego kutasa głęboko w gardło chłopca, że ten prawie się udławił.

Ledwie mógł oddychać, a piżmowy zapach wywoływał odruch wymiotny. Pchnięcia Vernona były nie regularne i nie było nawet możliwości by Harry mógł oddychać w jakimś rytmie. Nie ssał i nie lizał, jego usta były tylko naczyniem. Vernon gwałcił jego usta, tak właśnie się czuł. Tak właśnie było, Harry się na nic zgodził. Jego żołądek robił fikołki, a on sam czuł się coraz bardziej oszołomiony z powodu braku powietrza. Może gdyby zemdlał, jego cierpienia zakończyły by się się szybciej. Nie, był zbyt przerażony by w ogóle myśleć, co Vernon mógłby zrobić z jego nieprzytomnym ciałem.

Całe ciało Harry'ego było napięte, a gardło podrażnione i obolałe. Uniósł swoje ręce w daremnej próbie odsunięcia Vernona od siebie. Vernon ruszył się, a chłopiec poczuł jak coś w jego klatce piersiowej zapłonęło bólem, mógł przysiąc, że usłyszał trzask. Harry zacząłby krzyczeć, gdyby nie był skutecznie zakneblowany przez pchnięcia w jego gardło. Światło zaczęło blaknąć. Wszystko zaczęła pochłaniać ciemność, nie był nawet świadomy przyśpieszonych ruchów wuja i nie słyszał warknięcia triumfu, zanim czerń wzięła go w swoje ramiona.


Błogie zapomnienie nie trwało zbyt długo. Ocknął się, czując jak był policzkowany wiele razy. Cała twarz pulsowała bólem.

- Nie myśl sobie, że tak łatwo się wywiniesz, chłopcze! - powiedział wuj, niemal czając się nad nim - Wstawaj!

Mimo, że Vernon już na nim nie siedział oddychanie, nadal było bolesne. Harry był prawie pewny, że złamał żebro. Wstał, a jego nogi trzęsły się jak nogi świeżo narodzonego kociaka. Złapał się blatu by nie upaść. Gorzka sól płonęła na dnie jego przełyku, kiedy przypomniał sobie co to, ledwie powstrzymywał wymioty. Znalazł w sobie jeszcze resztki siły, by nachylić się nad zlewem i zwymiotować. Wymiotował tak długo, dopóki, nie wylatywało nic oprócz żółci. Stal nierdzewna już nie była nierdzewną. Okręcił kran by spłukać wymiociny i nachylił się pod nim, by napić się wody, nie martwił się o szklankę czy kubek.

- Jesteś obrzydliwy! - warknął Vernon. - Nic, tylko ohydny bachor! Seks to jedyna dobra rzecz dla ciebie, Harry Potterze. Dziwka Harry Potter, tak samo jak ta kurwa, twoja matka!

Wszystko stało się tak szybko, że sam nawet nie wiedział co zrobił. W jednej minucie słyszał jak Vernon zwymyślał jego rodzinę, a w następnej zobaczył czerwień. Dosłownie. Krew płynęła z kranu, gęsta o metalicznym zapachu, a Vernon już nic więcej nie mówił.

Harry obrócił się o zobaczył jak z ust wuja płynie piana, a wytrzeszczone oczy wyglądały jakby zaraz miały wypaść z oczodołów. Wyglądał jak ropucha która ma za chwilę eksplodować. Szarpał za swój kołnierz, jakby to on go dusił. Zabulgotał coś co brzmiało jak “pomóż mi” lub “przestań” czy jakieś błaganie w tym stylu.

Przez chwilę, Harry czuł moc przepływającą przez całe jego ciało. On nie używał po prostu magii. On był magią. Wiedział, że życie wuja jest w jego i tylko jego dłoniach. Mógł pozwolić by jego dręczyciel po prostu zdechł. To by było proste, to by było tak proste. Pozwolenie by nacisk na tchawicę Vernona wzrósł było dla jego umysłu sekundą.

- Finite Incantatem - Harry z przerażeniem patrzył jak wuj osuwa się na ziemię. Nieprzytomny, ale nie martwy. Prawie go zabił. Prawie stał się mordercą. Nie, nie mógłby tego zrobić. Wybrał dobrą decyzję, prawda?

Harry nie był mrocznym czarodziejem by mieć przyjemność ze śmierci, ale patrząc na wujka Vernona, zastanawiał się czy rzeczywiście tak było.



CDN...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shattered Souls: Rozdział 12

Shattered Souls: Rozdział 14

Surrender: Rozdziały 1 - 10