Ereri - drugs! [3]
przyznam, że zaskoczyłam sama siebie wstawiając, dwa rozdziały tłumaczenia i ten w ciągu dwóch dni.
Byłem trochę zawiedziony, że to nie doktorzy nas oprowadzą, ale mogłem to zrozumieć. To najlepsi naukowcy w kraju jak nie na kontynencie, nie mogą się zajmować młodziakami w takich błahych sprawach.
- Jak pewnie zdążyliście zauważyć, na prawo są łazienki z których bez problemu możecie korzystać. By dostać się do dalszej części budynku, musicie przejść przez drzwi po lewej. Jest to tylko możliwe jeśli posiadacie kartę - Petra wyjęła z kieszeni kardiganu plastikowe karty, wyglądające tak jak karty kredytowe - Na tych kartach znajdują się wasze dane oraz poziom upoważnień. Za każdym razem, gdy przechodzicie przez lewe drzwi musicie odbić kartę. Nie ważne czy ktoś wam otworzy drzwi czy nie. Karta nalicza również wasze przejścia przez drzwi. Jest mechanizm potrzebny dla bezpieczeństwa, ale również by kontrolować przepracowane dni. Rozdam wam karty i pójdziemy dalej. - rozdała nam karty, jak wspominała były tam nasze dane oraz poziom, na mojej jak i moich rówieśników poziom był nazwany poziomem C. Pani Ral otworzyła nam metalowe drzwi, dotknięciem karty o czytnik i metalowe wrota po małym piknięciu rozsunęły. Każdy z nas odbił swoja kartę w miejscu, gdzie zrobiła to kobieta i przeszliśmy do następnego pomieszczenia. Tak samo jak we wcześniejszej recepcji wszystko było białe.
- To jest szatnia. Oprócz tego, że nie wolno chodzić w szpilkach przed wejściem to głównej części laboratorium musicie założyć fartuchy, zmienić buty na tutejsze kapcie, oraz zostawić metalowe rzeczy i wziąć ze sobą zestaw rękawiczek, maseczek i okularów ochronnych. Znajdziecie te przedmioty w waszych szafkach. Jeśli posiadacie okulary połóżcie je na taśmie obok drzwi - wskazała na taśmę która przechodziła przez ścianę, a potem na szafki które również były otwierane na nasze karty. Dopiero teraz zauważyłem, że na kracie w rogu są małe cyferki, które zapewne odpowiadają oznaczeniu szafki. Kiedy każdy z nas zmienił buty, założył fartuchy i wziął cała wyprawkę kontynuowała.
- Dodatkowo należy umyć i odkazić ręce. - przed drzwiami stały dwa dozowniki. Jeden był wypełniony mydłem w piance, a drugi płynem do odkażania. Oprócz tego stał tam mały kranik oraz suszarka do rąk. Kobieta umyła ręce oraz odkaziła, a my poszliśmy w jej ślady.
- Bananowe, dlaczego zawsze musi być bananowa - zajęczał Armin po powąchaniu pianki. Grupa wraz z Petrą zachichotała, a ja stwierdziłem, że powącham płyn do dezynfekcji. Do nosa dostał się zapach mocnego alkoholu i zacząłem kasłać.
- Prze-cież - zacząłem mówić między kaszlem, łapiąc oddech - gdyby się tym mocniej sztachnąć, to można się upić - znowu grupa zachichotała.
- Trzeba się przyzwyczaić, miałam dokładnie tą samą reakcję, gdy zaczęłam tu pracować - wyznała pani Ral, ocierając łzy, które pojawiły się w jej oczach podczas śmiechu. Reszta oprowadzania poszła sprawnie. Zostały nam przedstawione sale, łazienki, natryski których wolno używać tylko w nagłych przypadkach (np zalania chemiczną substancją). Pokazana kuchnia, jedyne miejsce, gdzie wolno nam cokolwiek spożywać i należy zdjąć fartuch by tam wejść. Laboratorium było naprawdę dużo i do jeszcze większej części nie mieliśmy dostępu. Poznaliśmy również pracowników tego miejsca, równie wybitnych co "elita". Niektórzy z nich to bardzo specyficzni ludzie. Jednym z nich był Miche Zacharius który zamiast się przywitać jak reszta, kiwnięciem głowy, uściskiem dłoni lub po prostu zignorować (co robiła zdecydowana większość) zaczął nas obwąchiwać. Petra stwierdziła, że wielkie umysły są mają specyficzne zachowania, których ona nie rozumie i możliwe, że my też. Kiedy oprowadzanie się zakończyło i rudowłosa wytłumaczyła nam zasady BHP, pozostawiła nas w kuchni,
- Moja rola się tutaj kończy, za chwilę przyjdzie do was osoba, która będzie miała z wami zajęcie i wprowadzi was w głębszą część stażu. Gdybyście mnie potrzebowali, znajdziecie mnie na wejściu - pożegnała nas i wyszła.
- Jak wrażenia? - zapytał Marco siadając przy plastikowym stoliku. Przysiedliśmy się do niego dosuwając krzesła do stołu.
- Mózg mi wybuchnie za chwilę! - Sasha zaczęła masować się po skroniach i musiałem jej przyznać rację. Moja głowa również pękała od informacji, co mimo wszystko napełniało mnie jeszcze większym zapałem do pracy.
- Ciekawe z kim będziemy pracować, mam nadzieje, że to nie będzie jak tamten od wąchania, on był straszny! - wyszeptał Armin wzdrygając się.
- A co u Conny? - zapytała Mikasa Sashe. Również się zainteresowałam, ostatnio Conny nie czuła się najlepiej psychicznie. Braus uśmiechnęła się triumfalnie szczerząc zęby.
- Conny'ego! Teraz już Conny'ego! - powiedziała zadowolona i chyba każdemu z nas poprawił się humor.
- A jednak? Strasznie się cieszę, że w końcu do tego doszedł - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Conny od bardzo dawna zastanawiał się nad swoją tożsamością, co wprawiało go w depresyjny stan. A teraz w końcu odnalazł siebie.
- Kiedy zacznie tranzycje? - zapytał Armin, tutaj uśmiech Sashy lekko zmalał.
- To nie są tanie rzeczy, musi z początku zebrać pieniądze - powiedziała, ale leciutki uśmiech nadal widniał na jej twarzy.
- A rodzice? - dopytywał Marco, rudowłosa pokręciła głową, zmarszczyłem nos. Rodzina Conny'ego średnio była nastawiona do tych rzeczy. Kiedy Conny zaczął się spotykać z dziewczynami, określając się jeszcze jako płeć żeńska już był problem.
- Trzeba będzie się z nim spotkać! Może złóżmy się na święta na binder? - zaproponowała Mikasa i zanim zdążyliśmy się odezwać nad naszymi głowami rozbrzmiał głos.
- Mogę wam pomóc! - odwróciliśmy głowy, a nad nami stało doktor Hanji. Nawet nie zauważyliśmy kiedy wraz z resztą ludzi przyszli. Erwin Smith wchodził dopiero przez drzwi uśmiechając się życzliwie, a Levi Ackermann który wkradł się chyba tutaj jako pierwszy, stał przy czajniku gotując wodę. Kiwnęliśmy głową witając ich.
- To byłoby bardzo miłe doktorze. - powiedział Armin, a Hanji zamyśliło się na chwilkę.
- Hmm, wydaje mi się, że mamy razem zajęcia już jutro, jak znajdę coś fajnego to przekaże wam jutro. - mamy z zajęcia z Hanji Zoe czy to oznacza, że...? Obróciłem głowę w stronę pana Ackmermanna, który tym razem patrzał w naszą stronę.
- Tsa, nasza trójka będzie prowadziła wam ten staż. Wasze projekty bardzo nas zainteresowały - powiedział, a potem wlał wodę do kubka. Usiadł przy stołku barowym pod oknem - Jak nie posprzątacie tych krzeseł po sobie, to będziecie wywaleni z miejsca - zaznaczył groźnie, posłusznie pokiwaliśmy głową. Nikt z nas nie chciał wypaść ze stażu po pierwszym dniu.
Sączyłem powoli herbatę przyglądając się jak Hanji i Erwin rozmawiają z gówniarzami. Nie kłamałem mówiąc o zainteresowaniu projektami tych bachorów. Były jednymi z bardziej wyjątkowych jakie odwiedziły tą placówkę w ostatnich latach, żeby nie powiedzieć wybitne. Westchnąłem, gdy Hanji zaczęło opowiadać o tym jak pomóc temu dzieciakowi, który chce przejść korektę płci. Wiem, że to ciężka procedura, zwłaszcza, gdy nie ma się środków na to, ale to Laboratorium nie było fundacją charytatywną! Znaczy - było, ale nie w ten sposób. Prowadzimy zapisy o wspomogę i lista osób potrzebujących była już niemiłosiernie długa. Ten ich przyjaciel nie był wyjątkowy. Nie tylko on czekał na pomoc przy korekcie płci. Zwłaszcza, że nie tylko tym się zajmujemy. Fundacja Laboratorium WoF wspomagała, samotnych rodziców, pokrzywdzone omegi i nawet alfy no i środowisko LGBT+ w ogólnym tego słowa znaczeniu. Hanji nie mogło tak po prostu oferować pomocy każdemu na ulicy. Nie było to w porządku, nie możemy tak po prostu wybierać ludzi bo oni, albo ich znajomi zrobili smutne oczy. Tak to ten koniomordy od śmietników też by tutaj był. Wstałem by ostudzić ich zapędy, a potem napotkałem ostrzegawcze spojrzenie Erwina. Aż we mnie zawrzało. Z kamienną twarzą umyłem swój kubek po herbacie i biorąc go ze sobą ruszyłem do wyjścia.
- Panie Ackermann, kiedy mamy z panem zajęcia - zatrzymał mnie głos, któregoś z tych bachorów. Odwróciłem głowę, wpatrując się beznamiętnie w właściciela głosu. Oczywiście, że to było dziecko Grishy. Westchnąłem i to było moim błędem. Do ust i nosa dostał się jego zapach i niemal czułem jak ta obrzydliwa część mnie się cieszy. Porzucając wcześniejsze plany by postraszyć ich trochę, burknąłem jedynie
- Doktor Hanji jutro rozda wam harmonogram. Z niego się dowiecie - wymamrotałem wychodząc i zakładając fartuch ruszyłem przed siebie, starając się nie iść za szybko, a właściwie powstrzymując się od biegu. Ignorowałem palące spojrzenie, które wbijało mi się w plecy. Musiałem szybko trafić do własnego laboratorium. Trzy zakręty, rundka winą i jeden dłuższy korytarz, dam radę. Widok współpracowników, którzy schodzili mi z drogi, prawie mnie uspokoił. Całe życie dbałem by moja płeć drugorzędna nie została odkryta i jakiś szczeniak mi tego nie spierdoli. Byłem w stanie przetrwać przy Erwinie zanim wynalazłem moje supresanty. Przetrwam i przy tej alfie, bez względu jak dominująca ona by nie była.
Wpadłem do własnego labo i prawie rzuciłem się w stronę lodówek w którym były prototypy supresantów maskujących. Właśnie dlatego pozostawały w fazie testów, skoro jakiś dzieciak mógł zakłócić ich działanie. Odstawiłem kubek na biurku i wyjąłem tabletkę z lodówki i jednorazowy inhalator z szafki. Włożyłem tabletkę do inhalatora, kliknąłem i wziąłem kilka głębokich oddechów. Już dobrze. Już zaczęło działać. Czując jak umysł się uspokaja i pot wysycha, podziękowałem Bogu czy kto tam w ogóle jest, że nie było żadnych innych reakcji. Chyba bym się zrzygał. Tak z pięć razy, najlepiej na twarz tego przeklętego Yeager'a który to wywołał. Jebany Grisha nawet po śmierci mnie prześladuje nasyłając swojego potomka. Opadłem się na ziemię opierając o masywne nogi biurka. Znałem już niektóre efekty uboczne, kiedy przyjmie się te supresanty w nieodpowiedni sposób. To był jeden z nich. Oparłem ramiona o własne kolana, a potem wcisnąłem w nie swoją twarz. Zawroty głowy stały się nie do wytrzymania i już po chwili osunąłem się w ciemność.
Podążyłem wzrokiem za falującym fartuchem doktora Ackermanna, kiedy wyburczał odpowiedź, dziwny człowiek, ale Petra o tym ostrzegała. Lekki zapach herbaty, morza i czegoś czego nie mogłem rozpoznać unosił się w pomieszczeniu. Nie byłem nawet pewien czy ten zapach rzeczywiście tu jest czy to jakaś mara na skraju mojej wyobraźni. Szybko jednak to praktycznie wspomnienie o wcześniejszym zapachu zostało zastąpione przez drugi, znacznie mocniejszy i doskonale znany. Letni dzień, czereśnie i morele - Armin. Zatkałem nos rękawem i spojrzałem się na niego ostro. Armin przyglądał się doktor Hanji przez chwilę jakby próbował jej coś przekazać. Głupek wszyscy już czują jego hormony.
- Chodź ze mną Armin zaraz Ci coś znajdziemy - Hanji wyciągnęło rękę w stronę blondyna, gdy ten wstawał od stołu. Doktor Erwin poruszył się.
- Pomogę wam - zaproponował z dziwnym wyrazem twarzy, a ja miałem ochotę na niego zawarczeć. Co się dzieje? Nigdy tak nie reagowałem na nikogo! Hanji skrzywiło się.
- Nie ma takiej potrzeby Erwinie. Lepiej zajmij się stażystami. Jak i pan Arlert za kilka minut wrócimy - Eren pierwszy raz usłyszał od jejgo tak poważny ton głosu. Spojrzałem za nimi nieszczęśliwie. Mikasa pochyliła się do mnie, a jej oczy miały ślad szoku.
- To nie jest czas kiedy Armin dostaje ruje... Nie wiem czy cokolwiek innego mogłoby zmusić supresanty by przestały działać i dało się wyczuć jego zapach. - wyszeptała drżącym głosem.
- Może po prostu zapomniał ich wziąć rano - sam skrzywiłem się na słowa które wypowiedziałem. Mikasa pokiwała na mój wyraz twarzy ze zgodą. Armin nigdy by nie zapomniał o tabletkach.
- Może... może stres przed pierwszym stażem sprawił, że nie działały - próbowałem sobie przetłumaczyć - albo przez stres zapomniał - szeptałem, ale Mika nie wyglądała na zbytnio przekonaną. Ja sam siebie też nie przekonałem.
- Jutro zobaczycie się z Hanji - nasze rozmyślania przerwał doktor Erwin - ono wam wytłumaczy dokładniej co i jak oraz jak wspomniał Levi; rozda harmonogram. Wiem jedynie, że będziemy mieć trzy godziny stażu dziennie, byście mogli również spokojnie się uczyć w UNŚ - uśmiechnął się do nas - Naprawdę liczę na owocną współpracę dawno nie trafili do nas twórcy tak wybitnych projektów. Można powiedzieć, że ostatnią taką osobą był pan Ackermann - na jego twarzy zawitał wredny uśmieszek.
- To doktor Ackermann, nie założył z panem Laboratorium? - wyrwał mi z ust Marco. Zawsze myślałem i tak samo podawały gazety, że Levi Ackermann był współzałożycielem.
- I tak i nie - powiedział tajemniczo, a uśmieszek się pogłębił - Levi przyszedł do nas; do mnie i Hanji kiedy Wings of Freedom było malutką firemką, jeśli nie nazwać tego projektem szkolnym - zaśmiał się krótko - właściwie to nawet nie nosiło tej nazwy i nie było skierowane by być Laboratorium - doktor Smith złapał za krzesło z innego stolika i przysunął się do nas - Wpadł tutaj, a właściwie został przytargany przez pewnego detektywa i lekarza, który upierał się, że ten ma niesamowitą wiedzę i zdolności chemiczne. To Levi pomógł się rozwinąć temu projektowi i ciągnął go za uszy swoimi niesamowitymi odkryciami i pomysłami. I tak z małego projektu prawie szkolnego; Zwiadowców, bo taką głupiutką nazwę na początku nosił, wyrosło na gigantyczne Laboratorium WoF. A zaczęło się tylko od czterech osób. Ja, Levi Ackermann, Hanji Zoe i - urwał, kiedy Hanji i Armin wrócili.
- ...i wróciliśmy Erwinie, wracaj już na górę szefunciu - Hanji zachichotało, spojrzałem na Armina, a ten uśmiechnął się blado. Doktor Smith zawahał się przez chwilę, ale koniec końców poszedł sobie, a Hanji zajęło jego miejsce - okazało się, że pan Arlert otrzymał przeterminowaną paczkę supresantów! Ale szybko dostał ode mnie zastrzyk i nowe w zamian. Więc taka sytuacja nie powinna się zdarzyć, prawda panie Arlert - z jakiegoś powodu doktor Zoe wydawało się być... surowe? Znowu chciało mi się warczeć. Przecież to nie wina Armina, że były przeterminowane! Mój przyjaciel tylko kiwnął głową.
- Oh nie patrz tak na mnie Eren, bo mogę Ci tak mówić? - zapytało, a ja kiwnąłem - zestresowałom się, apteki nie powinny wydawać supresantów, które były chociażby bliskie przeterminowania się! - patrzyło tym razem wyjątkowo zmartwione - No nic na dzisiaj skończył się nam czas, widzimy się jutro o siedemnastej! - zaczęliśmy się zbierać, a Hanji prowadziło nas do końca korytarza i zatrzymało się przed drzwiami do wyjścia ze strefy Laboratoryjnej. Spojrzało się jeszcze na Armina dziwnym wzrokiem.
- Na przyszłość dokładnie sprawdź datę ważności panie Arlert i powiadom mnie wcześniej, to postaram się Ci pomóc. - blondyn spąsowiał i kiwnął mocno głową.
Po przejściu przez drzwi oddzielające strefy, zabraniu rzeczy i dezynfekcji wyszliśmy z budynku. Podświadomie czułem gorące spojrzenie na sobie i uniosłem głowę za siebie. Przez wielkie okno budynku z jakiegoś trzeciego piętra obserwował nas (albo może mnie?) z tą jego pokerową twarzą Levi Ackermann. Gdy zauważył, że zwróciłem uwagę, odwrócił się i zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Enjoy!
beta: brak
drugs!
[3]
***** ***
Perspektywa Erena
***** ***
Byłem trochę zawiedziony, że to nie doktorzy nas oprowadzą, ale mogłem to zrozumieć. To najlepsi naukowcy w kraju jak nie na kontynencie, nie mogą się zajmować młodziakami w takich błahych sprawach.
- Jak pewnie zdążyliście zauważyć, na prawo są łazienki z których bez problemu możecie korzystać. By dostać się do dalszej części budynku, musicie przejść przez drzwi po lewej. Jest to tylko możliwe jeśli posiadacie kartę - Petra wyjęła z kieszeni kardiganu plastikowe karty, wyglądające tak jak karty kredytowe - Na tych kartach znajdują się wasze dane oraz poziom upoważnień. Za każdym razem, gdy przechodzicie przez lewe drzwi musicie odbić kartę. Nie ważne czy ktoś wam otworzy drzwi czy nie. Karta nalicza również wasze przejścia przez drzwi. Jest mechanizm potrzebny dla bezpieczeństwa, ale również by kontrolować przepracowane dni. Rozdam wam karty i pójdziemy dalej. - rozdała nam karty, jak wspominała były tam nasze dane oraz poziom, na mojej jak i moich rówieśników poziom był nazwany poziomem C. Pani Ral otworzyła nam metalowe drzwi, dotknięciem karty o czytnik i metalowe wrota po małym piknięciu rozsunęły. Każdy z nas odbił swoja kartę w miejscu, gdzie zrobiła to kobieta i przeszliśmy do następnego pomieszczenia. Tak samo jak we wcześniejszej recepcji wszystko było białe.
- To jest szatnia. Oprócz tego, że nie wolno chodzić w szpilkach przed wejściem to głównej części laboratorium musicie założyć fartuchy, zmienić buty na tutejsze kapcie, oraz zostawić metalowe rzeczy i wziąć ze sobą zestaw rękawiczek, maseczek i okularów ochronnych. Znajdziecie te przedmioty w waszych szafkach. Jeśli posiadacie okulary połóżcie je na taśmie obok drzwi - wskazała na taśmę która przechodziła przez ścianę, a potem na szafki które również były otwierane na nasze karty. Dopiero teraz zauważyłem, że na kracie w rogu są małe cyferki, które zapewne odpowiadają oznaczeniu szafki. Kiedy każdy z nas zmienił buty, założył fartuchy i wziął cała wyprawkę kontynuowała.
- Dodatkowo należy umyć i odkazić ręce. - przed drzwiami stały dwa dozowniki. Jeden był wypełniony mydłem w piance, a drugi płynem do odkażania. Oprócz tego stał tam mały kranik oraz suszarka do rąk. Kobieta umyła ręce oraz odkaziła, a my poszliśmy w jej ślady.
- Bananowe, dlaczego zawsze musi być bananowa - zajęczał Armin po powąchaniu pianki. Grupa wraz z Petrą zachichotała, a ja stwierdziłem, że powącham płyn do dezynfekcji. Do nosa dostał się zapach mocnego alkoholu i zacząłem kasłać.
- Prze-cież - zacząłem mówić między kaszlem, łapiąc oddech - gdyby się tym mocniej sztachnąć, to można się upić - znowu grupa zachichotała.
- Trzeba się przyzwyczaić, miałam dokładnie tą samą reakcję, gdy zaczęłam tu pracować - wyznała pani Ral, ocierając łzy, które pojawiły się w jej oczach podczas śmiechu. Reszta oprowadzania poszła sprawnie. Zostały nam przedstawione sale, łazienki, natryski których wolno używać tylko w nagłych przypadkach (np zalania chemiczną substancją). Pokazana kuchnia, jedyne miejsce, gdzie wolno nam cokolwiek spożywać i należy zdjąć fartuch by tam wejść. Laboratorium było naprawdę dużo i do jeszcze większej części nie mieliśmy dostępu. Poznaliśmy również pracowników tego miejsca, równie wybitnych co "elita". Niektórzy z nich to bardzo specyficzni ludzie. Jednym z nich był Miche Zacharius który zamiast się przywitać jak reszta, kiwnięciem głowy, uściskiem dłoni lub po prostu zignorować (co robiła zdecydowana większość) zaczął nas obwąchiwać. Petra stwierdziła, że wielkie umysły są mają specyficzne zachowania, których ona nie rozumie i możliwe, że my też. Kiedy oprowadzanie się zakończyło i rudowłosa wytłumaczyła nam zasady BHP, pozostawiła nas w kuchni,
- Moja rola się tutaj kończy, za chwilę przyjdzie do was osoba, która będzie miała z wami zajęcie i wprowadzi was w głębszą część stażu. Gdybyście mnie potrzebowali, znajdziecie mnie na wejściu - pożegnała nas i wyszła.
- Jak wrażenia? - zapytał Marco siadając przy plastikowym stoliku. Przysiedliśmy się do niego dosuwając krzesła do stołu.
- Mózg mi wybuchnie za chwilę! - Sasha zaczęła masować się po skroniach i musiałem jej przyznać rację. Moja głowa również pękała od informacji, co mimo wszystko napełniało mnie jeszcze większym zapałem do pracy.
- Ciekawe z kim będziemy pracować, mam nadzieje, że to nie będzie jak tamten od wąchania, on był straszny! - wyszeptał Armin wzdrygając się.
- A co u Conny? - zapytała Mikasa Sashe. Również się zainteresowałam, ostatnio Conny nie czuła się najlepiej psychicznie. Braus uśmiechnęła się triumfalnie szczerząc zęby.
- Conny'ego! Teraz już Conny'ego! - powiedziała zadowolona i chyba każdemu z nas poprawił się humor.
- A jednak? Strasznie się cieszę, że w końcu do tego doszedł - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Conny od bardzo dawna zastanawiał się nad swoją tożsamością, co wprawiało go w depresyjny stan. A teraz w końcu odnalazł siebie.
- Kiedy zacznie tranzycje? - zapytał Armin, tutaj uśmiech Sashy lekko zmalał.
- To nie są tanie rzeczy, musi z początku zebrać pieniądze - powiedziała, ale leciutki uśmiech nadal widniał na jej twarzy.
- A rodzice? - dopytywał Marco, rudowłosa pokręciła głową, zmarszczyłem nos. Rodzina Conny'ego średnio była nastawiona do tych rzeczy. Kiedy Conny zaczął się spotykać z dziewczynami, określając się jeszcze jako płeć żeńska już był problem.
- Trzeba będzie się z nim spotkać! Może złóżmy się na święta na binder? - zaproponowała Mikasa i zanim zdążyliśmy się odezwać nad naszymi głowami rozbrzmiał głos.
- Mogę wam pomóc! - odwróciliśmy głowy, a nad nami stało doktor Hanji. Nawet nie zauważyliśmy kiedy wraz z resztą ludzi przyszli. Erwin Smith wchodził dopiero przez drzwi uśmiechając się życzliwie, a Levi Ackermann który wkradł się chyba tutaj jako pierwszy, stał przy czajniku gotując wodę. Kiwnęliśmy głową witając ich.
- To byłoby bardzo miłe doktorze. - powiedział Armin, a Hanji zamyśliło się na chwilkę.
- Hmm, wydaje mi się, że mamy razem zajęcia już jutro, jak znajdę coś fajnego to przekaże wam jutro. - mamy z zajęcia z Hanji Zoe czy to oznacza, że...? Obróciłem głowę w stronę pana Ackmermanna, który tym razem patrzał w naszą stronę.
- Tsa, nasza trójka będzie prowadziła wam ten staż. Wasze projekty bardzo nas zainteresowały - powiedział, a potem wlał wodę do kubka. Usiadł przy stołku barowym pod oknem - Jak nie posprzątacie tych krzeseł po sobie, to będziecie wywaleni z miejsca - zaznaczył groźnie, posłusznie pokiwaliśmy głową. Nikt z nas nie chciał wypaść ze stażu po pierwszym dniu.
***** ***
zmiana perspektywy [Levi]
***** ***
Sączyłem powoli herbatę przyglądając się jak Hanji i Erwin rozmawiają z gówniarzami. Nie kłamałem mówiąc o zainteresowaniu projektami tych bachorów. Były jednymi z bardziej wyjątkowych jakie odwiedziły tą placówkę w ostatnich latach, żeby nie powiedzieć wybitne. Westchnąłem, gdy Hanji zaczęło opowiadać o tym jak pomóc temu dzieciakowi, który chce przejść korektę płci. Wiem, że to ciężka procedura, zwłaszcza, gdy nie ma się środków na to, ale to Laboratorium nie było fundacją charytatywną! Znaczy - było, ale nie w ten sposób. Prowadzimy zapisy o wspomogę i lista osób potrzebujących była już niemiłosiernie długa. Ten ich przyjaciel nie był wyjątkowy. Nie tylko on czekał na pomoc przy korekcie płci. Zwłaszcza, że nie tylko tym się zajmujemy. Fundacja Laboratorium WoF wspomagała, samotnych rodziców, pokrzywdzone omegi i nawet alfy no i środowisko LGBT+ w ogólnym tego słowa znaczeniu. Hanji nie mogło tak po prostu oferować pomocy każdemu na ulicy. Nie było to w porządku, nie możemy tak po prostu wybierać ludzi bo oni, albo ich znajomi zrobili smutne oczy. Tak to ten koniomordy od śmietników też by tutaj był. Wstałem by ostudzić ich zapędy, a potem napotkałem ostrzegawcze spojrzenie Erwina. Aż we mnie zawrzało. Z kamienną twarzą umyłem swój kubek po herbacie i biorąc go ze sobą ruszyłem do wyjścia.
- Panie Ackermann, kiedy mamy z panem zajęcia - zatrzymał mnie głos, któregoś z tych bachorów. Odwróciłem głowę, wpatrując się beznamiętnie w właściciela głosu. Oczywiście, że to było dziecko Grishy. Westchnąłem i to było moim błędem. Do ust i nosa dostał się jego zapach i niemal czułem jak ta obrzydliwa część mnie się cieszy. Porzucając wcześniejsze plany by postraszyć ich trochę, burknąłem jedynie
- Doktor Hanji jutro rozda wam harmonogram. Z niego się dowiecie - wymamrotałem wychodząc i zakładając fartuch ruszyłem przed siebie, starając się nie iść za szybko, a właściwie powstrzymując się od biegu. Ignorowałem palące spojrzenie, które wbijało mi się w plecy. Musiałem szybko trafić do własnego laboratorium. Trzy zakręty, rundka winą i jeden dłuższy korytarz, dam radę. Widok współpracowników, którzy schodzili mi z drogi, prawie mnie uspokoił. Całe życie dbałem by moja płeć drugorzędna nie została odkryta i jakiś szczeniak mi tego nie spierdoli. Byłem w stanie przetrwać przy Erwinie zanim wynalazłem moje supresanty. Przetrwam i przy tej alfie, bez względu jak dominująca ona by nie była.
Wpadłem do własnego labo i prawie rzuciłem się w stronę lodówek w którym były prototypy supresantów maskujących. Właśnie dlatego pozostawały w fazie testów, skoro jakiś dzieciak mógł zakłócić ich działanie. Odstawiłem kubek na biurku i wyjąłem tabletkę z lodówki i jednorazowy inhalator z szafki. Włożyłem tabletkę do inhalatora, kliknąłem i wziąłem kilka głębokich oddechów. Już dobrze. Już zaczęło działać. Czując jak umysł się uspokaja i pot wysycha, podziękowałem Bogu czy kto tam w ogóle jest, że nie było żadnych innych reakcji. Chyba bym się zrzygał. Tak z pięć razy, najlepiej na twarz tego przeklętego Yeager'a który to wywołał. Jebany Grisha nawet po śmierci mnie prześladuje nasyłając swojego potomka. Opadłem się na ziemię opierając o masywne nogi biurka. Znałem już niektóre efekty uboczne, kiedy przyjmie się te supresanty w nieodpowiedni sposób. To był jeden z nich. Oparłem ramiona o własne kolana, a potem wcisnąłem w nie swoją twarz. Zawroty głowy stały się nie do wytrzymania i już po chwili osunąłem się w ciemność.
***** ***
zmiana perspektywy [Eren]
***** ***
Podążyłem wzrokiem za falującym fartuchem doktora Ackermanna, kiedy wyburczał odpowiedź, dziwny człowiek, ale Petra o tym ostrzegała. Lekki zapach herbaty, morza i czegoś czego nie mogłem rozpoznać unosił się w pomieszczeniu. Nie byłem nawet pewien czy ten zapach rzeczywiście tu jest czy to jakaś mara na skraju mojej wyobraźni. Szybko jednak to praktycznie wspomnienie o wcześniejszym zapachu zostało zastąpione przez drugi, znacznie mocniejszy i doskonale znany. Letni dzień, czereśnie i morele - Armin. Zatkałem nos rękawem i spojrzałem się na niego ostro. Armin przyglądał się doktor Hanji przez chwilę jakby próbował jej coś przekazać. Głupek wszyscy już czują jego hormony.
- Chodź ze mną Armin zaraz Ci coś znajdziemy - Hanji wyciągnęło rękę w stronę blondyna, gdy ten wstawał od stołu. Doktor Erwin poruszył się.
- Pomogę wam - zaproponował z dziwnym wyrazem twarzy, a ja miałem ochotę na niego zawarczeć. Co się dzieje? Nigdy tak nie reagowałem na nikogo! Hanji skrzywiło się.
- Nie ma takiej potrzeby Erwinie. Lepiej zajmij się stażystami. Jak i pan Arlert za kilka minut wrócimy - Eren pierwszy raz usłyszał od jejgo tak poważny ton głosu. Spojrzałem za nimi nieszczęśliwie. Mikasa pochyliła się do mnie, a jej oczy miały ślad szoku.
- To nie jest czas kiedy Armin dostaje ruje... Nie wiem czy cokolwiek innego mogłoby zmusić supresanty by przestały działać i dało się wyczuć jego zapach. - wyszeptała drżącym głosem.
- Może po prostu zapomniał ich wziąć rano - sam skrzywiłem się na słowa które wypowiedziałem. Mikasa pokiwała na mój wyraz twarzy ze zgodą. Armin nigdy by nie zapomniał o tabletkach.
- Może... może stres przed pierwszym stażem sprawił, że nie działały - próbowałem sobie przetłumaczyć - albo przez stres zapomniał - szeptałem, ale Mika nie wyglądała na zbytnio przekonaną. Ja sam siebie też nie przekonałem.
- Jutro zobaczycie się z Hanji - nasze rozmyślania przerwał doktor Erwin - ono wam wytłumaczy dokładniej co i jak oraz jak wspomniał Levi; rozda harmonogram. Wiem jedynie, że będziemy mieć trzy godziny stażu dziennie, byście mogli również spokojnie się uczyć w UNŚ - uśmiechnął się do nas - Naprawdę liczę na owocną współpracę dawno nie trafili do nas twórcy tak wybitnych projektów. Można powiedzieć, że ostatnią taką osobą był pan Ackermann - na jego twarzy zawitał wredny uśmieszek.
- To doktor Ackermann, nie założył z panem Laboratorium? - wyrwał mi z ust Marco. Zawsze myślałem i tak samo podawały gazety, że Levi Ackermann był współzałożycielem.
- I tak i nie - powiedział tajemniczo, a uśmieszek się pogłębił - Levi przyszedł do nas; do mnie i Hanji kiedy Wings of Freedom było malutką firemką, jeśli nie nazwać tego projektem szkolnym - zaśmiał się krótko - właściwie to nawet nie nosiło tej nazwy i nie było skierowane by być Laboratorium - doktor Smith złapał za krzesło z innego stolika i przysunął się do nas - Wpadł tutaj, a właściwie został przytargany przez pewnego detektywa i lekarza, który upierał się, że ten ma niesamowitą wiedzę i zdolności chemiczne. To Levi pomógł się rozwinąć temu projektowi i ciągnął go za uszy swoimi niesamowitymi odkryciami i pomysłami. I tak z małego projektu prawie szkolnego; Zwiadowców, bo taką głupiutką nazwę na początku nosił, wyrosło na gigantyczne Laboratorium WoF. A zaczęło się tylko od czterech osób. Ja, Levi Ackermann, Hanji Zoe i - urwał, kiedy Hanji i Armin wrócili.
- ...i wróciliśmy Erwinie, wracaj już na górę szefunciu - Hanji zachichotało, spojrzałem na Armina, a ten uśmiechnął się blado. Doktor Smith zawahał się przez chwilę, ale koniec końców poszedł sobie, a Hanji zajęło jego miejsce - okazało się, że pan Arlert otrzymał przeterminowaną paczkę supresantów! Ale szybko dostał ode mnie zastrzyk i nowe w zamian. Więc taka sytuacja nie powinna się zdarzyć, prawda panie Arlert - z jakiegoś powodu doktor Zoe wydawało się być... surowe? Znowu chciało mi się warczeć. Przecież to nie wina Armina, że były przeterminowane! Mój przyjaciel tylko kiwnął głową.
- Oh nie patrz tak na mnie Eren, bo mogę Ci tak mówić? - zapytało, a ja kiwnąłem - zestresowałom się, apteki nie powinny wydawać supresantów, które były chociażby bliskie przeterminowania się! - patrzyło tym razem wyjątkowo zmartwione - No nic na dzisiaj skończył się nam czas, widzimy się jutro o siedemnastej! - zaczęliśmy się zbierać, a Hanji prowadziło nas do końca korytarza i zatrzymało się przed drzwiami do wyjścia ze strefy Laboratoryjnej. Spojrzało się jeszcze na Armina dziwnym wzrokiem.
- Na przyszłość dokładnie sprawdź datę ważności panie Arlert i powiadom mnie wcześniej, to postaram się Ci pomóc. - blondyn spąsowiał i kiwnął mocno głową.
Po przejściu przez drzwi oddzielające strefy, zabraniu rzeczy i dezynfekcji wyszliśmy z budynku. Podświadomie czułem gorące spojrzenie na sobie i uniosłem głowę za siebie. Przez wielkie okno budynku z jakiegoś trzeciego piętra obserwował nas (albo może mnie?) z tą jego pokerową twarzą Levi Ackermann. Gdy zauważył, że zwróciłem uwagę, odwrócił się i zniknął z zasięgu mojego wzroku.
***** ***
[2] | [4]
Komentarze
Prześlij komentarz