Shattered Souls: Rozdział 12
przyjemny rozdzialik
beta: ;)
Ostrzeżenia: Zaburzenia odżywiania.
Rozdział 12
Pierwsza noc okazała się być trudna do uśnięcia. Był już przyzwyczajony do ciszy komnat w lochach, bez odgłosu pięciu szesnastolatków dyskutujących o ich wakacjach. Nikt co prawda nie zapytał Harry'ego o jego wakacje, jakby coś wiedzieli, ale żaden z nich nic nie wspomniał. Zastanawiał się czy Ron wypaplał im o tym, że Snape był jego opiekunem, ale pewnie nawet Ron potrafił utrzymać sekret.
Nie miał koszmarów tej nocy, ale jego sen był niespojony, wiercił się i rzucał całą nocą po łóżku, próbując się ułożyć wygodnie. Przyzwyczaił się do wielkiego łoża Snape'a i teraz te z dormitoriów wydawały się zdecydowanie za małe. Harry obawiał się, że jeśli obróci się zbyt gwałtownie, to zwyczajnie spadnie na podłogę.
Następnego dnia udało mu się zjeść małe śniadanie i utrzymać je w żołądku. Jego brzuch podskoczył śmiesznie, gdy spojrzał na stół nauczycieli i zobaczył Severusa uśmiechającego się do niego lekko. Poczuł nagle niesamowite pragnienie by zadowalać mężczyznę tym, że je przyzwoicie, tylko po to by pokazać mu że potrafi.
McGonagall zatrzymała go po lekcjach Transmutacji. Nie był tym zbytnio zdziwiony. Jego próby transmutacji bloku drewna w krzesło były marne, lekko mówiąc. Nie potrafił się po prostu skoncentrować. Ale to nie o jego miernych zaklęciach chciała z nim rozmawiać.
- Harry, ostatniego wieczora, otrzymałam kilkanaście listów od twoich rówieśników, dających do zrozumienia, że chcieliby być twoim partnerem na Obrzędach. Czy rozmawiałeś z którymkolwiek z nich personalnie?
- Nie, profesorze. Myślę, że nie będę brał w ogóle udział.
- Rozumiem. Więc nic Ci nie wiadomo o tych listach? Nikt nie rozmawiał z Tobą osobiście?
- Nie, nie sądzę. Raczej bym coś takiego zapamiętał.
- Dziękuję, Harry. To będzie wszystko. Lepiej byś się pośpieszył, twoje następne zajęcia do Eliksiry, tak?
- Oh nie! - Harry rzucił okiem na swój zegarek i wybiegł z klasy nawet się nie żegnając. Był już pięć minut spóźniony i pamiętał o nienawiści Snape'a do braku punktualności. Biegł całą drogę do klasy w lochach, ale od startu nie miał szans.
- Widzę, że w końcu zaszczycił pan nas swoją obecnością, panie Potter. - zadrwił Snape, kiedy Gryfon wszedł do pomieszczenia. Poczuł jak jego serce spadło i utonęło, gdzieś przy jego butach. - Szlaban. Dzisiaj. Osiemnasta. Tym razem się nie spóźnij.
- Ale, profe...-
- Czy życzy sobie pan, panie Potter również odebranych punktów?
- Nie, proszę pana
- W takim razie uprzejmie zajmij swoje miejsce. I jak spóźnisz się jeszcze raz na lekcje, będziesz z nich wyrzucony. Wyraziłem się jasno?
- Tak, proszę pana. Przepraszam, proszę pana. - odpowiedział cichym głosem. Nikt nie powiedział Snape'owie, że McGonagall go zatrzymała? To nie była jego wina, że się spóźnił i teraz ma szlaban. Ron rzucił mu znaczące spojrzenie i wzruszył ramionami jakby mówiąc; "Snape i tak traktuje Cię tak samo."
Zdał sobie sprawę, że to było to co go zdenerwowało. Nie szlaban. Ale fakt, że Snape tak łatwo wrócił do jego szydzącego trybu, rozczarował Harry'ego. Jakby całe lato się w ogóle nie wydarzyło. Jakby nauczyciel nie pocieszał go, gdy ten płakał w jego ramionach. Gdzie był Severus z którym spędził wakacje? Ten który się o niego troszczył? Gryfon przesiedział całe Eliksiry w ciszy, wrząc w środku. Jak Snape mógł tak zrobić? Jak mógł udawać, że nic się miedzy nimi nie wydarzyło? Że na dal byli wrogami. Nie mógł wrócić do tego stanu. Po prostu nie mógł.
Dotarł na szlaban tego wieczora, pięć minut przed osiemnastą, pukał do drzwi gabinetu Snape'a. Czuł jakby w jego piersi była żarząca się dziura ze złości. Kiedy drzwi otworzyły się szeroko, rozchylił usta już gotowy zacząć swoją tyradę, ale pokój był pusty. Snape'a nie było w jego gabinecie.
Harry wszedł do pomieszczenia i zbliżył się do drzwi od prywatnych komnat nauczyciela, ale nie ruszył się dalej. Mężczyzna mówił, że to były też jego komnaty, ale w tym momencie, Potter nie był pewien czy nadal chciał by jego były. Wszystko wydawało się jakby należało do Snape'a. Nic nie było tu jego. Już nie.
Kiedy się wahał, Snape w końcu otworzył drzwi i stojąc w nich uśmiechał się do chłopaka. Oho. Co za karę wymyślił dla niego profesor skoro się do niego tak uśmiechał. Nie miał na sobie swoich zwyczajowych szat, a zwykłą, gładką kremową koszulę z rozpiętym górnym guzikiem i parę wełnianych, leśno-zielonych spodni. Wydawał się być ubrany bardzo swobodnie jak na kogoś, kto ma zamiar dać mu szlaban.
- Na co czekasz Harry? Wejdź. Mówiłem Ci, że te pokoje też są twoje. - Snape przesunął się z przejścia, pozwalając wejść Potterowi do salonu. Harry zatrzymał się gwałtownie. Przed kominkiem, w którym tańczył mały płomień, stał niewielki stół, nakryty dla dwóch osób. Chińska porcelana, kryształowe czarki, srebrna zastawa i dwie zielone serwetki złożone w kształt łabędzi. Harry sapnął, brakowało mu słów w ustach, ale jedno zdołał wydusić.
- Profesorze?
- Usiądź, Harry. Kolacja za chwilę będzie gotowa - Snape wyszedł przez drzwi, które prowadziły do kuchni. Harry usiadł w momencie, gdy nauczyciel wrócił, lewitując zakryte talerze i łyżki.
- Gotował pan?
- Nie bądź taki zaskoczony, Harry. Umiejętności do przyrządzania eliksirów, są całkiem przydatne w kuchni.
- Widzę. Ale, proszę pana, co z moim szlabanem?
- To twój szlaban.
- Słucham? Kolacja z Tobą?
- Tak, chyba, że wolałbyś spędzić czas, szorując kotły lub siekając gumochłony? Jestem pewien, że da się to zorganizować.
- Yyy, nie, dziękuję. Jestem tylko trochę zaskoczony.
- I niezadowolony? Nie myśl sobie, że nie czułem jak próbowałeś mnie zabić spojrzeniem przez całe Eliksiry, Harry. Pewnie myślałeś, że byłem niesprawiedliwy, co?
- Tak. To nie była moja wina, że się spóźniłem. Profesor McGonagall chciała ze mną porozmawiać.
- Domyśliłem się, ale musiałem cokolwiek zrobić byśmy mogli samotnie porozmawiać. Wlepienie Ci szlabanu było najprostszym i najmniej podejrzanym rozwiązaniem. Draco Malfoy nigdy nie uwierzy, że jesteśmy czymkolwiek innym niż wrogami. Nie widzisz tego, Harry? To tylko gra, przecież nie mogę zadać Ci jakiś personalnych pytań w klasie, prawda?
- Tak mi się wydaję. - odparł - Naprawdę bierzesz to całą sytuację z opiekunem na poważnie, nie?
- Oczywiście. Jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać, Harry, to ja cały czas jestem. Po prostu pamiętaj, że publicznie musimy udawać, że nienawidzimy się nawzajem. Że nadal w serduszku jestem tylko małym, dobrym Śmierciożercą.
Harry wzdrygnął się, słysząc cierpki ton w głosie nauczyciela. Jak mógł to znieść. Myśl, że jedno złe słowo na tych spotkaniach i może być po nim? Że każda jego myśl może być wyrokiem śmierci. Potter nie sądził, że mógłby być tak odważnym. Szpiegować Voldemorta dla Zakonu Feniksa, wydawało się tak niebezpiecznym zadaniem za tak małą nagrodę.
- Przepraszam - powiedział Harry.
- Za co?
- Że musisz być szpiegiem dla Dumbledore'a.
- Możemy porozmawiać o czymś innym, proszę? Jest kilka rzeczy o których wolałbym nie dyskutować i moja praca w Zakonie jest jedną z nich, Harry.
- Tak, oczywiście - odparł - Nie chciałem Cię urazić.
- Nie uraziłeś. Po prostu nie chcę o tym rozmawiać. Jedz. - powiedział Severus i podniósł pokrywkę z jednych z dań. - Zapiekanka pasterska. Usłyszałem od skrzatów, że to twoja ulubiona.
- Tak, dziękuję. - odpowiedział Harry i nałożył sobie małą porcję. To było jego ulubione danie, gdy potrafił jeszcze cieszyć się jedzeniem, a nie gdy starał się je jakoś znosić. Teraz nie był pewien czy będzie w stanie zjeść nawet tą mała porcję. Wpatrywał się w nią i przesuwał widelcem po talerzu.
- Wiem, że to nie jest łatwe. Nie polepszy Ci się w ciągu nocy, ale będzie się to stawało prostsze. Możesz spróbować tylko kilka kęsów? Dla mnie?
Potter kiwnął głową i wziął do ust widelec pełen ziemniaków i mięsa. Pachniało cudowanie, ale jego żołądek nadal zacisnął się na myśl o byciu napełnionym jedzeniem. Wysunął widelec z ust, intensywny wzrok Snape'a wlepiony w niego przez cały ten czas. Pozwolił by jedzenie pozostało na moment w jego buzi zanim zaczął je przeżuwać. Teraz tylko je testował, wyczuwał teksturę i smak.
Nie było to złe uczucie by mieć jedzenie w ustach, po prostu dziwne i niespodziewane. Normalnie, gdy był zmuszony do jedzenia, połykał je szybko, nie pozwalając sobie by poczuć jego smak, co zawsze sprawiało, że czuł się niedobrze po tym. Przełknął, jego gardło walczyło przez cały czas, gdy próbował powstrzymać odruch wymiotny. Kiedy połknął jego pierwszy kęs wziął łyka wody z kryształowej czarki, i było już łatwiej.
Nie długo potem skończył całą swoją porcję.
- Chciałbyś jeszcze, Harry? - zapytał Snape i nałożył mu dużą porcję na talerz, zanim chłopak miał szansę odpowiedzieć. Pochłonął to jak umierający z głodu człowiek i zastanawiał się dlaczego, na Merlina, uważał, że jedzenie było okropne. To było przepyszne.
- Nie za dużo na raz, Harry. Twój żołądek musi się przyzwyczaić do jedzenia na nowo.
Spowolnił swoje zapędy co do jedzenie, zadowalając się widokiem jedzącego Severusa. Jeśli dźwięki jakie mężczyzna wydawał były jakimkolwiek wskazaniem, to wyglądało na to, że Snape'owi smakował jego posiłek. Bardzo smakował. Jego oczy były zamknięte, za każdym razem, gdy przeżuwał jedzenie, ciche "mmm" uciekały spomiędzy jego warg. Harry kompletnie zapomniał, jak przyjemnie jedzenie potrafiło być. Że mogło być pozytywnym doświadczeniem. Że można się tym cieszyć.
- Wydaje mi się, że nie dam rady zjeść więcej, Profesorze. - powiedział czując się lekko nadętym, ale nie wyglądało na to by tego wieczoru potrzebowałby wymiotować. Nauczyciel spojrzał na talerz chłopaka na którym wciąż było jeszcze kilka kęsów.
- Naprawdę dobrze sobie poradziłeś, Harry. Jak się czujesz?
- Pełny. Może odrobinę za pełny. Wydaje mi się, że zjadłem trochę za dużo. Ale nie chcę wymiotować.
- To dobrze, tak?
- Tak mi się wydaje. Kiedy to się dzieję... kiedy zmuszam się do wymiotów... Nienawidzę samego wymiotowania, to okropne uczucie. Ale potem, przez kilka minut, czuję taką ulgę. To było coś co sam zrobiłem. Co mogłem robić.
- To że miałeś kontrolę?
- Tak, chyba o to chodzi. Że chciałem chociaż trochę odzyskać kontroli. Całe moje życie jestem kontrolowany przez kogoś. Voldemorta, Dursley'ów, Dumbledore'a. Nie miałem nic swojego, a potem przez to, że byłem taki głupi i uparty zabito Syriusza!
- Harry, to nie twoja wina. Byłeś w środku zaciętej walki.
- Ale powód dla którego w ogóle tam byliśmy, to to, że nie byłem w stanie odróżnić prawdziwej wizji od fałszywej, którą podsunął mi Voldemort. Jestem beznadziejny.
- Harry przestań torturować się tym. Oboje znamy twojego ojca chrzestnego i mimo, że nie przepadaliśmy za sobą, wiem, że nie chciałby byś obwiniał się czymś co nie jest twoją winą. Rozpamiętywanie czegoś, czego nie można zmienić jest bezużytecznym zajęciem. - powrócił Snape, Mistrz Eliksirów jak zwykle ostry i skuteczny. Harry zdał sobie sprawę, że lubi obie wersje i nie chce wracać do Wieży. Z Severusem mógł porozmawiać o rzeczach o których nawet nie śnił, że kiedykolwiek powie Ronowi i Hermionie.
- Jest coś jeszcze o czym chciałbyś porozmawiać, Harry? Robi się późno, może lepiej jak wrócisz do swojego dormitorium?
- Nie, jeszcze nie. - poprosił, zdając sobie sprawę, że brzmiał jak rozpieszczone dziecko, które nie chciało iść spać po dobranocce, ale nie obchodziło go to dopóki mógł jeszcze spędzić trochę czasu z Snape'em.
- Hmm, więc co chciałbyś robić? Szachy? Eksplodujący Dureń? - uśmiechnął się i młodszy czarodziej pokręcił głową, przypominając sobie jak łatwo nauczyciel pokonał go w obu grach.
- Nie chce grać w gry - odparł Harry - Chcę po prostu spędzić jeszcze trochę czasu z Tobą. Nie musimy nic robić.
- W takim razie, chciałbyś potowarzyszyć mi na kanapie ze szklanką soku dyniowego?
- Dzięki - odpowiedział i zaczął zbierać talerze. Jego ciotka Petunia pilnowała go, by zawsze sprzątał od razu po tym jak oni skończyli jeść.
- Harry, co robisz?
- Tylko sprzątam stół.
- Czyżbyś zapomniał, że jesteś czarodziejem? - Snape machnął różdżką, mamrocząc coś pod nosem, czego chłopak nie mógł usłyszeć, a stół wraz z jego zwartością zniknął. Zaraz potem, dwie duże szklanki soku dyniowego pojawiły się w jego rękach. Jedną podał Harry'emu i usiadł na sofie. Poklepał miejsce obok siebie w cichym zaproszeniu.
Harry był bardzo zadowolony, że mógł być posłuszny i rozsiadł się wygodnie. Znowu było prawie jak latem, tylko on i Snape razem. Nikt inny. Uśmiechnął się do siebie, popijając sok, oboje milczeli. Gdzieś pomiędzy ich wymuszonym małżeństwem a teraz czuł, że on i Snape stali się czymś w rodzaju przyjaciół. Nadal się wahali i Harry wiedział, że zajmie im obojgu trochę czasu, zanim przestaną być uczniem i znienawidzonym nauczycielem, o którym myślał, że Snape jest na pierwszym roku.
Starszy czarodziej wydzielał więcej ciepła niż ogień w kominku i chłopak poruszył się niespokojnie. Słyszał każdy oddech nauczyciela, nierówny i płytki, oraz brzęk w gardle, gdy przełykał pomarańczowy płyn. Dłonie Snape zbladły, gdy zacisnął je mocno wokół szkła.
- Profesorze? - zapytał zaniepokojony i wyciągnął dłoń by dotknąć rękawa koszuli Ślizgona. Snape wyszarpnął ramię jakby dotyk Harry'ego parzył.
- Harry - głos mężczyzny był ochrypły - Musisz iść. Teraz.
Nauczyciel nie patrzył na niego, ale włoski na tyle szyi Pottera stały mimo to, jakby był pod obserwacją. Nie było zegara w tym w pokoju i był zaskoczony, że słyszał jego głośne tykanie, tylko po to by zrozumieć, że to bicie jego własnego serca, które waliło mu w uszach. Napięcie w pomieszczeniu nagle stało się nie do zniesienia. Co się stało? Czy zrobił coś nie tak?
- Profesorze? - spróbował znowu.
- Harry. Proszę. Po prostu wyjdź.
Gryfon słyszał błaganie w głosie mężczyzny i coś jeszcze, co brzmiało bardzo podobnie do ostrzeżenia.
Komentarze
Prześlij komentarz