Surrender: Rozdział 11 - Znajomości

Witajcie,

pragnę wam zaprezentować jedenasty rozdział "Surrender",

a pierwszy mojego tłumaczenia. Mam nadzieję, że jest w miarę znośne :)

Nie posiadam niestety bety, więc mogę pojawiać się jakieś błędy. Trochę przejrzał mój narzeczony, ale bardziej pod względem poprawności tłumaczeń.

Zapraszam do czytania.


beta: brak


Enjoy!


___________________________________________



Surrender: Rodział 11


Znajomości



Wstawała trzydzieści po szóstej w momencie kiedy jej budzik zaczynał grać delikatną muzykę klasyczną, której nie da się przypisać żadnemu konkretnemu kompozytorowi. Wtedy szła wziąć szybki prysznic w jej świeżo wyremontowanej łazience. Była bardzo zadowolona z tego, jak dobrze wyszły nowe toskańskie płytki położone pod prysznicem; każdy kto miał okazję je zobaczyć zgadzał się, że były oszałamiające. Następnie Petunia ubierała się, czesała włosy oraz nakładała delikatny, dyskretny makijaż, przy okazji szykując swojemu mężowi świeże, puchate ręczniki, czekające na jego prysznic. Grube ręczniki były w ślicznych odcieniach ostrygowego* i kremowego, dosyć kosztowne, ale pasowały tak perfekcyjnie do płytek, że za każdym razem samo patrzenie na nie, sprawiało Petunii radość. Słysząc nieudolne próby śpiewania swojego męża pod prysznicem, kobieta schodziła do nieskazitelnej kuchni by przygotować dla nich wyborne śniadanie. Poprzedniego dnia wieczorem zaznaczała w swojej książce kucharskiej stronę z przepisem oraz przygotowywała to co mogła wcześniej, jak na przykład pâte brisée** do śniadaniowych tart rustykalnych z szynką i jajkiem, które Vernon tak uwielbiał.

Ludzie często dziwią się opisami śniadań Vernona, jakie serwuje mu żona, zastanawiali się jak to możliwe by każdego ranka mieć czas by przygotować tak pyszne i trudne dania, zwłaszcza w te zabiegane dni pełne pracy. Jednak Petunia, znała ten prosty sekret jakim jest zwykłe przygotowanie rzeczy wcześniej.

Petunia zawsze była przygotowana. Zawsze miała w pogotowiu składniki by w krótką chwilę przygotować przystawki, gdyby jej mąż miał zachciankę przyprowadzić jakiegoś wpływowego znajomego z pracy, miała również przygotowane kilka steków w marynacie, tak na wszelki wypadek. Kiedy jej ukochany Dudley wracał ze szkoły z internatem miała przygotowane zapiekanki i ciasto dla niego i jego przyjaciół gdyby wpadli, wiedziała nawet jak ugościć tych wybrednych, na przykład dziecko Polkissów. Pani Dursley, tak jak kiedyś Piers Polkiss powiedział, była jedyną osobą która wiedziała jak zrobić perfekcyjne, potrójne czekoladowe ciasto. Nie za gęste, nie za puszyste - po prostu idealne. I zawsze miała odłożony kawałek gdyby ktoś chciał jakiś.

Petunia uśmiechnęła się na stwierdzenie uroczego, małego Piersa, ale wiedziała, że ma racje; ona naprawdę wiedziała jak robić rzeczy perfekcyjnie, ponieważ zawsze była przygotowana.

Ale nawet Petunia Dursley nie była przygotowana na widok jaki ją przywitał, gdy weszła do swojej nieskazitelnej, pachnącej cytryną kuchni tego konkretnego poranka.

O tej godzinie kuchnia powinna być pusta, ale nie była. Przy stole siedziała czwórka ludzi z czego trójka była martwa.

Stanęła zamrożona w drzwiach wgapiając się w nich, a jej usta były otwarte w cichym krzyku.

Jej martwa siostra Lily oraz jej równie martwy mąż. I ten uciekinier z rozczochranymi włosami, morderca o którym mówili w telewizji i który były ojcem chrzestnym Harry’ego, martwy od roku. No sam Harry siedzący na miejscu Vernona jedzący łyżeczką przygotowane ostatniej nocy ciasto naleśnikowe. Był jeszcze jakiś nieznany chłopak o ciemnych, kręconych włosach, który grzebał w lodówce, ostatecznie wyjmując kawałek ciasta czekoladowego. 

- Witaj Petunio - siostra pani Dursley była zaczerwieniona po stopy, coś dziwnego zamigotało w jej szmaragdowych oczach - Czemu jesteś taka blada? Nie spodziewałaś się mnie, co? Harry właśnie skończył nam pokazywać ten malutki schowek, gdzie trzymaliście go przez lata, jak… jak jakiegoś więźnia - głos Lily zadrżał - Ty okrutna, nieczuła dziwko! - wyszeptała - Jak mogłaś zrobić coś takiego dziecku, co Petunio? Od zawsze wiedziałaś, że byłaś o mnie desperacko zazdrosna, ale nigdy bym nie pomyślała, że możesz być tak złym człowiekiem… Obiecuję, zapłacisz za to, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz jaką zrobię - podeszła bliżej do swojej siostry, jej zielone oczy błyszczały.

Petunia Dursley krzyknęła, a następnie upadła na ziemię mdlejąc.

- Co? Co się dzieje?! - Ogromny wąsaty mężczyzna w szlafroku wszedł zziajany do kuchni - Petunia, wszystko w porządku?! To złodzieje? Myślałem, że zostawiłem włączony ala... - urwał kiedy zobaczył mała grupkę zebraną w kuchni.

- Ale… Ale to… - mrugał powoli patrząc na Lily i Jamesa Potterów - Ja rozpoznaję was… Wy.. - upadł na kolana obok swojej nieprzytomnej żony - Ale wy… Ale wy jesteście martwi… To nie…. To nie jest normalne… - jego głos załamał się, a sam zaczął się niekontrolowanie trząść, twarz miał bledszą niż śnieg.

- Martwy? Nie, ale ty zaraz możesz być - James Potter wstał na nogi i złapał za różdżkę leżącą przed nim na stole. Jego normalnie pogodna twarz była zalana wściekłością - Ale najpierw chcę zobaczyć jak cierpisz! Ty podły oprawco! Biłeś mojego syna? Mojego małego Harry’ego? Głodziłeś i zaniedbywałeś? - różdżka drżała w jego dłoni - Cru-crucio! -

Vernon Dursley zacisnął oczy i zaskomlał ze strachu. Ludzie siedzący przy stole wstrzymywali oddech, być może czekając na rozdzierający krzyk bólu, jednak nic się nie stało. James spojrzał na różdżkę w jego w dłoni.

- Oh, ta różdżka jest beznadziejna. Dziękuję za pożyczenie jej Tom, ale wygląda na to, że nie pasuje do mnie. Za zastanawiam się, co spotkało moją po mojej śmierci.

- Po twojej… Śmierci…? - powtórzył Vernon bezbarwnie, wpatrując się w Jamesa.

- Moja kolej! - powiedział szybko Syriusz, ale Lily była szybsza

- Ja to zrobię! Przesuń się James. - Lily Potter zabrała różdżkę z ręki męża. Spojrzała gniewnie na leżącego na podłodze i trzęsącego się człowieka - Jak śmiałeś znęcać się nad moim biednym, niewinnym dzieckiem, Vernon? Crucio!

Vernon Dursley spojrzał na nią z przerażeniem na twarzy, jednak nie zaczął krzyczeć; jedynie zaskomlał głośniej z lekkiego bólu brzucha. Petunia leżąca obok niego ruszyła się trochę. Powoli otworzyła oczy i zauważyła ten sam strach na twarzy męża, który widniał na jej twarzy, gdy spojrzała na będącą w furii siostrę.

Lily spojrzała na różdżkę w dłoni rzucając

- Na Merlina, co jest nie tak z tą różdżką? Nie wygląda na dobrze działającą.

Chłopak w czarnych lokach ostrożnie odłożył ciasto czekoladowe na stół.

- Nie wydaje mi się by to była wina różdżki, Pani Potter. Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że problem może być z Panią. Pozwoli mi Pani pokazać. - wziął różdżkę z ręki rudowłosej i wskazał spokojnie na Vernona Dursleya - To dosyć proste. Spójrz. Crucio!

Reakcja była niemal natychmiastowa. Powietrze przeszył przerażający krzyk tarzającego się w bólu wuja Vernona.

- Twoja kolej Pani Dursley - Tom wskazał różdżką na ciotkę Petunie i powtórzył zaklęcie. Więcej krzyków agonii wypełniło małą kuchnię. Lily zbladła;

- Pecia?*** Nie, Boże! Oh, nie. Była straszna dla Harry’ego ale to nadal… - Harry wyrwał różdżkę z jego dłoni

- Nie! Proszę przestań, Tom!

- Co, czemu? - spojrzał na niego zaskoczony - Nigdy nie spotkałem nikogo kto zasługiwałby na to bardziej. Oh, no dobrze, skoro nalegasz, kochanie. - westchnął głęboko i pocałował Harry’ego w czoło mrucząc coś co brzmiało jak “Gryfoni…”. Vernon i Petunia Dursley, nareszcie cicho, doczołgali się pod ścianę, trzęsąc się usiedli, nie spuszczając z oka Toma.

- To było - wymamrotał James Potter - bardzo imponujące. Gdzie się tego nauczyłeś?

- To było niesamowite! - szare oczy Syriusza błyszczały - Tylko niewielu czarodziejów po naszej stronie potrafi tak dobrze użyć tej klątwy, nie mówiąc już chłopcu. Byłeś kiedyś śmierciożercą czy coś takiego?

Tom zarumienił się delikatnie i odłożył różdżkę na stół

- Śmierciożerca? Emm… Nie. Nie do końca - odkrył swoje ramię - Nie mam Mrocznego Znaku. - Syriusz uśmiechnął się do niego

- Spokojnie Tom, tylko żartuję. Nikt tutaj nie podejrzewa Cię o bycie mrocznym czarodziejem, nawet jeśli rzucanie Niewybaczalnych przez Ciebie wywoływało duże wrażenie. Przeszedłeś przez bariery otaczające przez ten budynek, nie?

- Bariery? - Lily wyglądała na zmieszaną - Jakie bariery?

- Ah, tak, bariery… - Harry objął wzrokiem kuchnię - Zastanawiam się co się z nimi stało. Dumbledore opowiadał mi kiedyś o tym. No, ponieważ Petunia jest z Tobą spokrewniona przez krew, Mamo, no i ty kiedyś oddałaś za mnie życie by mnie chronić… więc teraz jest pewnego rodzaju magia i która ma mnie chronić przed… ehm… Voldemortem… kiedy jestem tutaj u ciotki Petunii. Zupełnie o tym wszystkim zapomniałem.

Harry spojrzał na Toma zdezorientowany.

- Być może - zasugerował Tom i delikatnie sięgnął po rękę Harry'ego - bariery przestały być efektywne w momencie kiedy twoja matka nie jest już martwa, kochanie?

- Być może - wyszeptał Harry.

W każdym razie… - Lily wbiła wzrok w Syriusza - Jestem pewna, że nikt nie oskarża Toma o bycie śmierciożercą, Harry. To widać, że Cię bardzo kocha, no i oprócz tego; to tylko chłopiec! - Syriusz wzruszył ramionami.

- Cóż, tak samo jak mój brat, kiedy do nich wstąpił. Regulus miał tylko… hmm, chyba siedemnaście lat?

- Szesnaście - powiedział cicho Tom i zarumienił się gdy Syriusz zaczął się na niego gapić - Oh, ja tylko tak słyszałem. Ehm, jeśli bardzo brakuje Ci brata, jego również zawsze mogę przywołać z powrotem, Panie Black. - Lily zatopiła się na kuchennym krześle.

- Mówiąc o tym całym przywracaniu zmarłych, Tom… To naprawdę Ty byłeś tym który nas przywołał tutaj?

- Mhmmm - Tom pokiwał głową i odwrócił wzrok - Ja… Chciałem tylko by Harry był szczęśliwy - włożył dłoń w kudły Harry’ego i poczochrał go.

Wuj Vernon wyszeptał między oddechami coś jak “walone zombie”, Tom wycelował swoją różdżką w niego.

- Cicho, Mugolu! Klątwa Cruciatusa to nie jedyna z Zaklęć Niewybaczalnych którą opanowałem do perfekcji. Chciałbyś poznać inne?

Oczy wuja Vernona rozszerzyły się, a sam pokiwał głową przecząco

- Nie, sir - jego głos był ochrypłym szeptem.

Syriusz uśmiechnął się tajemniczo do Toma

- Znasz więcej Niewybaczalnych, hm? Jesteś zadziwiająco dobry w magii jak na młodego chłopca, jak na kogokolwiek tak naprawdę. Kim ty do diabła jesteś, Tom? Jak brzmi twoje nazwisko?

- Moje nazwisko nie ma znaczenia - powiedział lekko i wziął gryza ciasta. Przewrócił oczami - Merlinie, twoja ciotka naprawdę jest dobra w gotowaniu, Harry! Jeśli nie chcemy dziś zabić twojej ciotki, uważam, że powinniśmy przemyśleć zatrzymanie jej jako służącej. - Lily zachichotała i wymruczała;

- Wyobraziłam sobie Petunie i Vernona pracujących w kuchni w Hogwarcie, jak skrzaty domowe, tylko, że oni by im służyli, jasne.

- Jak skrzaty domowe? - Tom uśmiechnął się szeroko - Jeju, co za niesamowity pomysł, Pani Potter. - Machnął swoją ręką i wymruczał kilka słów w dziwnym języku, następnie w kuchni Dursley’ów stało dwóch, trzęsących się ze strachu skrzatów domowych, oboje byli ubrani w szmatki kuchenne. Spojrzeli po sobie w horrorowej ciszy, a potem wybuchli krzykiem.

- Oh, bądźcie cicho. - Tom wskazał na nich różdżką i dwoje skrzatów natychmiast zamilkło. Mniejszy oglądał brudną szmatę, zawiniętą wokół niej, na jej małej pomarszczonej twarzy odmalował się wyraz głębokiego obrzydzenia, a wielkie agrestowe oczy napełniły się łzami.

Srebrne oczy Toma migotały.

- Powitajcie najnowsze hogwarckie skrzaty! Zostaną w tej formie dopóki… Zobaczmy… Tak. Zostaną w tej formie dopóki Pan i Pani Potter zadecydują o powrocie do normalnej formy. Syn Pana i Pani Dursley’ów nie będzie wiedział o transformacji swoich rodziców niestety; najwyraźniej, jest teraz daleko w szkole. Jak powinniśmy ich nazwać? Ma ktoś jakieś dobre pomysły na imiona dla skrzatów domowych?

- Zobaczmy… - Lily spojrzała w zamyśleniu na siostrę i szwagra - Oh jeju, oni naprawdę są uroczy w tej formie, to naprawdę świetna poprawa. Spójrzcie na te wielkie i puchate uszy Vernona! Co myślicie o Pecia i… Verniuń? Niuniek?****

James Potter pokiwał aprobująco

- Niuniek jest dobre, Lily. Podoba mi się. O ile pamiętam, Vernon zawsze był okropny w gotowaniu, ale wydaję mi się, że mógłby być przydatny w obieraniu ziemniaków w Hogwarcie czy coś takiego. Albo mógłby pracować dla Pana Filcha, jeśli ten stary dupek nadal pracuje w Hogwarcie. Na pewno muszą być jakieś smocze rzygi do sprzątania. Może nawet znajdzie się jakiś przytulny schowek, gdzie mogliby spać.

- Czekaj - uśmieszek powoli wpłynął na anielską twarz Toma - Mam lepszy pomysł. Nie wydaje mi się by ta dwójka doznała autentycznych doznań skrzatów domowych; mam na myśli, w Hogwarcie skrzaty są traktowane bardzo delikatnie, zwłasza w tym czasie. Ale tak się składa, że znam tradycjonalną czarodziejską rodzinę, która kilka lat temu straciła skrzata domowego. Jestem pewien, że byliby zachwyceni tą dwójką. Nie będą zbyt pobłażliwi. Gwarantuję to.

- Co? - oczy Harry’ego zwęziły się - Nie. Nie masz na myśli… Nie, Tom. Nawet ty nie zrobiłbyś tego.

- Oh, ale zrobię - Tom uśmiechnął się spokojnie - Wyślijmy ich do Malfoy’ów, Harry! Jestem pewien, że Malfoy’owie będą traktowali ich dokładnie tak, jak na to zasługują, a oni będą dokładnie takimi służącymi na jakich Malfoy’owie również zasługują. Nie zapomniałem, że nadal jestem im winien malutką przysługę. Oni będą - uśmiechnął się anielsko do ciotki Petunii - po prostu perfekcyjni.

Pstryknął palcami i wymruczał parę słów, a w małym domku pojawił się znajomy Harry’emu skrzat, widziany wcześniej w domu Riddle’ów.

- Tak, Panie? - skrzat ukłonił się nisko przed Tomem.

Tom wskazał na kulące się skrzaty domowe, którymi byli Vernon i Petunia.

- Winzy*****, chcę abyś wzięła tych dwóch skrzatów do Malfoy Manor i przekazała Lucjuszowi, że są ode mnie. Powiedz mu, że wierzę w jego dobrą opiekę i trening oraz odpowiednie karanie skrzatów za każde lenistwo.

- Tak, Sir! - Winzy ponownie się ukłoniła i trójka skrzatów zniknęła w błysku zieleni.

James Potter wybuchł śmiechem.

- Wysłałeś ich jako skrzatów domowych do Lucjusza i Narcyzy Malfoy? To genialne, Tom! Wiesz, Harry, twój przyjaciel zaczyna nawet mnie przerastać! Malfoy’owie nie będą niczego podejrzewać jeśli dostaną dwójkę skrzatów znikąd?

Tom wzruszył ramionami.

- Nie martw się o to. Mam… znajomości.

- Znajomości? - Syriusz zmrużył oczy gdy tylko spojrzał na Riddle’a - Jakiego rodzaju masz właściwie te znajomości?

Lily zwróciła się do Toma;

- W sumie mógłbyś nam powiedzieć coś o swojej rodzinie, kochany? Kiedy moglibyśmy ich spotkać?

- Moja rodzina? - przewrócił swoimi szarymi oczami - Ehm… To miło, że pytasz, Pani Potter. Jestem sierotą. Nie mam rodziny.

- Nie masz rodziny? - emeraldowe oczy Lily zmiękły, gdy spojrzała na niego - To okropne, Tom. Skoro znasz na tyle magię by ożywić zmarłych, mój drogi, to pewnie jesteś wstanie ich też wskrzesić.

Tom zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie. Absolutnie nie. Długa historia, Pani Potter.

- Przywróciłeś nas, ale nie swoich rodziców? - James gapił się na niego - Ale… To dość dziwne, Tom.

- Nie byłbym taki pewien - powiedział Syriusz i poczęstował się ciastem czekoladowym - Ja za nic na świecie nie wskrzesił bym swojej matki! Czekaj, ty też jesteś ze starej czystokrwistej rodziny, co Tom? To by sporo wyjaśniało! Masz dużo śmierciożerców w rodzinie? To wtedy podłapałeś te imponujące umiejętności w czarnej magii?

- Emm… - Tom rumienił się - Nie do końca…

Lily przyjrzała mu się z namysłem.

- Wiesz, jest coś w tobie znajomego, Tom. Może nie ucięłabym sobie ręki za to, ale bardzo mi kogoś przypominasz.

- Naprawdę? - grzebał w cieście unikając natarczywego wzroku Lily.

W następnej chwili, z zewnątrz rozległo się głośne skrzypnięcie, a drzwi do kuchni otworzyły się szeroko. Dwie postacie w pelerynach pojawiły się w wejściu. Przez chwilę stały w ciszy. Potem jeden z nich, mężczyzna, wyszeptał;

- Merlinie. To prawda! To twój patronus przybył po nas, Syriusz! Nie mogę uwierzyć!

Remus Lupin przeszedł pokój w kilku szybkich krokach i zgarnął Syriusza do uścisku.

- To naprawdę Ty! Jesteś prawdziwy i jesteś z powrotem… I James też, i Lily! Oh, słodki Merlinie, czy to cud? - uwolnił łzy, które Syriusz przetarł trzęsącą się ręką z jego twarzy.

- Spokojnie Remusie. Jest już dobrze, jest już dobrze…

Ale druga osoba nadal stała w sztywno w progu, jakby była wyrzeźbiona z lodu. Jeszcze przez kilka chwil stała w miejscu, patrząc na osoby zebrane w kuchni. Wtedy Minerva McGonagall uniosła różdżkę i wskazała nią na chłopaka o kręconych włosach, który siedział przy kuchennym stole trzymając Harry'ego za rękę. Minerva wyszeptała;

- Znowu się widzimy, nareszcie, Lordzie Voldemorcie!

___________________________________________


*ostrygowy - szaro-beżowy kolor

**pâte brisée - rodzaj kruchego ciasta, wykorzystywany np; do szarlotek

***Pecia - w oryginale Tunny, niestety w Polskim nie ma odpowiednika dokładnie tego zdrobnienia, a ze względu na rozwój wydarzeń, postanowiłam zmienić na Pecia.

****Verniuń, Niuniek - w oryginale Verny i Nonny, oba to po prostu zdrobnienia imienia Vernon, zmieniłam jednak na Nuniek, ponieważ do skrzata pasuje to według mnie idealnie.

*****Winzy - nie zmieniałam z oryginałem, ze względu, że to zwykłe imię i nie ma odpowiednika w Polskim. Natomiast w slangu "winzy" to przymiotnik i oznacza coś fajnego, przebojowego. Dodatkowo we wcześniejszych rozdziałach to imię nie zostało przetłumaczone, więc zostawiłam to co jest.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Shattered Souls: Rozdział 12

Shattered Souls: Rozdział 14

Surrender: Rozdziały 1 - 10